Każdy prędzej, czy później zaczyna szukać odpowiedzi na to pytanie. Początkujący chcieliby to wiedzieć zanim zaczną naukę, a zaawansowani pytają, ile to jeszcze zajmie.
Często widać książki i kursy, których twórcy zapewniają, że opanujesz język w dwa lub trzy miesiące. Łatwo skusić się na taki zakup, bo to coś, w co chcielibyśmy wierzyć.
Co się dzieje dalej? Sam pewnie wiesz. Książka leży na półce, kurs “przerobiony” (lub nawet nie), a łatwości w komunikacji jak nie było, tak nie ma.
Z drugiej strony wcale nie uważam, że poznanie języka w stopniu komunikatywnym w tak krótkim czasie, jest niemożliwe. Wszystko zależy od podejścia.
Spójrzmy na takie osoby jak Tim Ferriss czy Benny Lewis. Obaj uczą się niewiarygodnie szybko i znają około 10 języków obcych.
Jak tego dokonali? Benny opisał swój proces nauki w książce Fluent in 3 months. Ale jak sam podkreśla, to nie są żadne tajemne techniki. Fluent oznacza łatwość w nawiązywaniu nowych znajomości i rozmawiania na codzienne tematy – a nie doskonałą znajomość języka.
Patrząc z tej perspektywy, nauczenie się języka w trzy miesiące jest bez wątpienia możliwe. Pod warunkiem, że Twoim celem jest codzienna komunikacja, masz trzy miesiące urlopu, dobrego nauczyciela i kilku pomocnych znajomych, jesteś bardzo pracowity i wiesz jakie metody są dla Ciebie najlepsze.
Z drugiej strony nauka języka nie polega na biciu rekordów czasu. Nigdy nie będziesz z siebie zadowolony i nie znajdziesz przyjemności w nauce porównując się do innych. Każdy ma inne życie i po drodze własne priorytety.
Dwie historie
Chcę Wam przedstawić dwie osoby, dwie zupełnie różne historie – prawdziwe i szczere. Bez szpanu, udawania i robieniu wrażenia na kimkolwiek. Nie po to, by się do nich porównywać, ale zainspirować i zmotywować.
Patrycja
Patrycja mieszka w Bergen, pracuje jako au-pair i prowadzi bloga: Pat i Norway. Niedawno napisała mi w mailu, jakimi metodami uczy się norweskiego od czasu przyjazdu do Norwegii. Myślę, że ma powody do dumy. Sam zobacz.
Gall
Gall mieszka i pracuje w Weimarze (w Niemczech), gdzie pisze doktorat z architektury. Jego żona jest Indonezyjką, więc córka, Kirana wychowuje się w wielojęzycznej rodzinie.
Zapytany o to, ile mu zajęła nauka poszczególnych języków oraz jakimi metodami, odpowiedział:
Moim zdaniem obie te historie są imponujące. Czy nie byłoby świetnie nauczyć się komunikatywnie języka w ciągu tych przykładowych dziewięciu miesięcy?
Pewnie, że tak!
A jeśli zrobi się z tego 1,5 roku, to czy nadal byś się na to pisał?
Czemu nie, to i tak dobry wynik.
Ok, a jeśli się przedłuży do pięciu lat, to czy nadal chcesz poznać swój wymarzony język?
Twój komentarz
Komentarze:
Bardzo dziekuje! Moj kontrakt z rodzina konczy sie jutro, rozstajemy sie ale tylko na miesiac bo w sierpniu wracam do nich :) uwazam, ze to bardzo usystematyzuje moj jezyk! Do listy powyzej dorzucam jeszcze jedna rzecz! Wlasnie koncze czytac swoja pierwsza w zyciu norweska ksiazke :) (po norwesku, rzecz jasna) :) Zycze powodzenia w nauce jezyka wszystkim czytelnikom Nocnej Sowy :) uda sie!
No to świetnie! A czytałaś coś godnego polecenia, czy raczej było to wyzwanie, które chciałaś dokończyć? Pierwsza książka jest zwykle najtrudniejsza, więc teraz już z górki. ;-)
Zaczęłam z trochę łatwiejszym słownictwem, bo pożyczyłam książkę “dla nastolatków” od mojej podopiecznej. Ona jeszcze jej nie czytała, bo był to tegoroczny prezent urodzinowy, ma 10 lat i hostka powiedziała, żeby zaczekała z czytaniem akurat TEJ książki. A to dlatego, że pierwszy rozdział zaczyna się słowami “Cecilia Gaathe hadde aldri sett et dødt menneske. Ikke før nå.” – więc książka trochę nieodpowiednia dla dziesięciolatki zafascynowanej kwiatkami, motylkami i kanałem Disney Channel. Za to dla uczącej się au-pair, która lubi kryminały – to dobry początek. :) “Salamandergåten” Jørn Lier Horst :) Mój Ørri powiedział, że to dobre na początek, tym bardziej że ta książka jest wysoko oceniana przez norweskie gazety :)
Dla małej faktycznie mogłoby być za wcześnie (albo zmieniłaby klimat na jakiś mroczny ;-)). Jednak dla uczących się języka takie kryminały są idealne.
Bardzo lubię takie artykuły, są dla mnie bardzo motywujące. Języki to moje hobby i nie zależy mi na ich hiper-szybkim-ultra opanowaniu, bo mam nadzieję, że to będzie coś, czym będę się mogła zajmować do końca życia.
To może dorzucę coś od siebie. Nawet, jeśli mi się nie spieszy, systematyczna praca i porównywanie różnych narzeczy przynosi z czasem owoce – na początku nauka szła mi bardzo opornie, błyskawicznie zapominałam słówka, z gramatyką byłam na bakier. Jakkolwiek to jednak było frustrujące, nie poddałam się – do tego doszły ćwiczenia na pamięć, gry logiczne, wprawianie drugiej półkuli mózgowej, teoretyczne badanie języka. Widzę wyraźnie, że nauka idzie mi coraz lepiej. Nie poddawać się!, tylko dać sobie i swojemu mózgowi czas.
Ja też myślę, że języka uczymy się całe życie i potrzeba do tego sporo konsekwencji i wytrwałości. Nie od dziś wiadomo, że slow and steady wins the race. ;-)
Uwielbiam Waszą stronę i wszystko, co można na niej znaleźć. :) Po przeczytaniu tego artykułu postanowiłam podzielić się moją historią. Jestem w Norwegii od lutego 2014, każdego dnia czytam, słucham, piszę i staram się mówić po norwesku. Taka systematyczna nauka przynosi efekty. W zeszłym tygodniu byłam na gruppeintervju i dałam radę! To cieszy:) Ludzie, których tutaj spotykam, nie mogą wyjść z podziwu dla mojego norweskiego. Jeszcze niedawno nie umiałam wydusić z siebie słowa, a teraz ze spotkania na spotkanie umiem coraz więcej. I ja to sama czuję, że więcej rozumiem. Co mi pomaga? Silna motywacja, żeby mieć dobrą pracę i móc wykorzystać swoje wykształcenie tutaj oraz znajomość angielskiego i niemieckiego. Od sierpnia idę na kurs na poziomie B2. Myślę, że czytanie gazet dużo daje, bardzo dużo! Przeżyłam coś podobnego, jak Pati. Najpierw uczyłam się sama w domu, tłumaczyłam artykuły (praktycznie słowo po słowie- dziś zrozumiem wszystko z kontekstu, a do słownika zaglądam tylko po to, żeby poszerzyć słownictwo), po czym postanowiłam pójść na kurs i okazało się, że strasznie się nudziłam i na 2.zajęciach nauczycielka zaproponowała mi przeniesienie się do innego grupy. :) Nie chcę spoczywać na laurach. Za rok o tej porze chciałabym mieć już Bergenstest. Zobaczymy, co z tego wyniknie:)
Grupowe rozmowy o pracę są zawsze dużym wyzwaniem, więc tym bardziej gratuluję Ci, że po tak krótkim czasie nauki dałaś radę. A ile czasu poświęciłaś wcześniej na angielski i niemiecki? Trzymam kciuki za dalsze, tak szybkie postępy.
Dziękuję! Troszkę się bałam, bo oprócz mnie były dwie Norweżki i jedna dziewczyna ze Szwecji, ale poszło dobrze. Na tyle dobrze, że jutro podpiszę kontrakt. Chcę dodać, że starałam się o pracę jako asystentka w przedszkolu. Tak na dobry początek, żeby poczuć się jeszcze pewniej pod względem języka, a później będę próbować znaleźć coś w szkole (do tej pory poszukiwania nie przyniosły skutku:( ). Jestem magistrem filologii niemieckiej, niemieckiego uczę się całe życie.;) A angielski znam na poziomie komunikatywnym, w sumie bez szału, ale w codziennym życiu zawsze gdzieś tam się przewija i tak jakoś wszedł do głowy. Miałam trochę w szkole, ale nigdy to nie był mój ulubiony język. Nie wiem, z czego to wynika. W norweskim zauważam wiele podobieństw do niemieckiego, co oczywiście nie jest jakimś wielkim odkryciem. :P Chociaż wielu zastanawia się, jak ja to robię, bo dla nich to dwa różne języki. Podam przykład “mojego rozumowania” (:D). Dajmy na to, zauważyłam, że np. UT oznacza to samo co AUS w niemieckim, więc skoro “wyglądać” po niemiecku to “AUSsehen” (aus+sehen, sehen= widzieć, patrzeć), to składam to sobie wszystko razem i wychodzi mi “se UT” po norwesku, albo hmm… “AUStrinken” (trinken- pić, wypijać) to “drikke UT”. Często “udaje mi się” również “wymyślić” jakieś słówko, nie znając go wcześniej, np. proste słowo, żeby oddać to, co mam na myśli: skoro przedszkole to “ein KINDERgarten”, to automatycznie po norwesku mamy “en BARN-e-hage”, takich przykładów mam więcej. Nie wspomnę już o tym, że łatwiej mi zrozumieć i stosować czasy, rodzajniki określone, nieokreślone, itd. :) Taki mam sposób na norweski. :) Nie wiem, czy ci, którzy znają niemiecki, mają tak samo? Ciekawe, jakie metody stosują, żeby ułatwić sobie naukę. Pozdrawiam! :)
Ta filologia dużo wyjaśnia. :) Przyznam, że spodziewałam się, że albo angielską albo niemiecką studiowałaś. To doświadczenie sprawia, że zabierając się za norweski wiedziałaś już co robić. Oczywiście nie zmienia to faktu, że Twoje osiągnięcia są imponujące. Samo przecież nie przyszło. ;-) A podobieństwa do obu tych języków oczywiście są i super, że potrafisz je dostrzegać. Dzięki za obrazowe wskazówki. :)
bardzo ciekawy wpis! dowiadywanie sie o metodach nauki tego samego jezyka jest bardzo pomocne ;) ja sama najlepiej ucze sie przechodzac przez wszystkie podreczniki po kolei a takze czytanie ksiazek po norwesku a ostatnio sluchanie adudiobukow, jednakze zawsze wypozyczam ksiazke do audiobuka by w razie problemow ze zrozumieniem moc sie poratowac tekstem, uwazam ze jest to najlepsze cwiczenie. Niestety nadal borykam sie z dialektami oraz pisaniem dluzszych tekstow. Zastanawialam sie, czy moze znacie jakies norweskie podkasty? pozdrawiam i dziekuje za pomocnego bloga.
Jeśli szukasz podcastów, to NRK robi ich sporo – komediowe, dokumentalne, talkshow. Zależy co lubisz. :) Wszystkie są dostępne przez iTunes za darmo.
Czesc Marto. Od niedawna ucze sie norweskiego, w czym pomaga mi takze Twoja strona. Uznalam jednak, ze potrzebuje jakiejs solidnej ksiazki do gramatyki, najlepiej takiej, ktorej moglabym uzywac i teraz na poczatkowym etapie, jak i na dalszych. Marto, czy mozesz cos polecic? Wiem, ze z polskich polecasz Trolla. A co z norweskich? Wybieram sie w przyszlym tygodniu do Norwegii, wiec moglabym poszukac. Wiem, ze podreczniki sa tam niesamowicie drogie, dlatego nie chcialabym zainwestowac w to, co mi po prostu pierwsze wpadnie w rece. Z gory dziekuje za pomoc. I za calego bloga :)
Skoro niedawno rozpoczęłaś naukę, to Troll 1 jest podręcznikiem, którego potrzebujesz, i z którego będziesz korzystała przez wiele miesięcy, a nawet lat (do tej książki warto wracać). Owszem, w Norwegii znajdziesz całe półki podręczników, ale nie znajdziesz tam równie dobrze wyjaśnionej gramatyki na Twoim poziomie. Zresztą gramatyka nie jest problemem. Pomyśl raczej o kupnie materiałów, które będą wydawały Ci się fascynujące, bo ucząc się w Polsce spotkasz się raczej z tym, że masz mało alternatyw – podręczniki bywają nudne i zniechęcające. Jeśli bardzo zależy Ci, by kupić podręcznik po norwesku, wszystko spod ręki K. McDonald, Å. R. Strandskogen albo C. Lønn jest w pełni poprawne i wartościowe.
Przyjemnego pobytu w Norwegii. :)
Witam wszystkich ciepło.
W te wakacje mam zamiar rozpocząć i silną motywację, aby nauczyć się języka norweskiego w najbliższych miesiącach. Jako podręczniki wybrałem sobie Troll 1 i 2 oraz polecaną tutaj “Hva sier du?”. Ostatni rok spędzam w Polsce, kończę studia muzyczno-pedagogiczne i ruszam szukać szczęścia w Norwegii. Pracowałem w Polsce, w Niemczech, w Anglii, Holandii, Włoszech i Francji, biegle znam angielski, komunikatywnie francuski i jako-tako :) czytam włoski. Norweski ujmuje mnie miękkością i ciepłem, jestem strasznie pozytywnie nastawiony na naukę tego języka i jestem bardzo ciekaw, czy uda mi się go poznać w stopniu komunikatywnym i zrozumiałym dla Norwegów w plus minus rok. Problemem jest, że będzie to nauka we własnym zakresie, w okolicy nie ma żadnych nauczycieli tego języka, znajomych ani rodziny w Norwegii też nie mam. Jestem pełen optymizmu co do znalezienia pracy w Oslo, bo żyję według zasady, że kto chce pracować, ten pracę znajdzie. ;) Aczkolwiek w moim zawodzie (nauczyciel gitary, pianina, akordeonu a także teorii, historii i zasad muzyki), który ściśle łączy się z moją życiową pasją myślę, że będzie ciężko. ;)
Witaj, ja myślę, że z tym zawodem tak ciężko właśnie nie będzie. W Norwegii mnóstwo ludzi gra na jakimś instrumencie i wielu rodziców wysyła swoje dzieci na naukę gry. Każda szkoła (niezależnie od tego czy muzyczna) ma swoją orkiestrę dętą. To pokazuje jak bardzo ten kraj jest muzyczny. Masz duże pole do popisu moim zdaniem. Pedagogika jest ogromnym atutem. Jasne, że do pracy w przedszkolu, a tym bardziej szkole norweski będzie wymagany, ale jeśli zaczniesz nawet od indywidualnych lekcji, to szybko sobie poradzisz. Także trzymam kciuki za intensywny rok z norweskim i do zobaczenia później gdzieś na blogu. ;-)
Świetny post! Nawiązując do jego tytułu, to uważam, że nauka języka obcego to przygoda. Właściwie trudno jest powiedzieć czy kiedykolwiek się kończy. Co prawda można z mniejszą lub większą dokładnością określić swój poziom, jednak nawet posiadając ogromną wiedzę i umiejętności w danym języku, zawsze można trafić na interesujące informacje lub słownictwo, którego jeszcze nie znamy. W końcu język podlega ciągłym zmianom (jedynie gramatyka jest w pewnym stopniu ograniczona).
Czas, w którym osiągniemy dany poziom lub też nauczymy się języka, jest w moim pojęciu kwestią szalenie indywidualną. Po pierwsze wszytko zależy od tego w ilu językach już mówimy. Nauka kolejnego języka (np. z tej samej grupy) przychodzi łatwiej, niż nauka pierwszego. Poza tym, należy brać pod uwagę czas, który mu poświęcamy. Im bardziej jesteśmy zmotywowani i uczymy się z większą regularnością, tym szybciej jesteśmy w stanie osiągnąć wyższy poziom. Kolejne kwestie są dość dyskusyjne tj. odrobina talentu i relatywna trudność języka. Moim zdaniem są osoby, którym nauka języków przychodzi łatwiej (mimo pracy, którą muszą wykonać – nic przecież nie spada z nieba).
Dzięki za tyle mądrych spostrzeżeń. Myślę, że jeśli decydujemy się na naukę języka, to jest to związek na całe życie. Jasne, że chcemy mieć szybkie efekty i stąd pewnie potrzeba klasyfikowania się w umowne “poziomy”, które bywają mniej lub bardziej pomocne. I zgadzam się, że osiągnięcie danego poziomu to sprawa indywidualna. I to bardzo. Nawet z tym talentem mogłabym trochę polemizować, bo nie wiem, czy coś takiego w ogóle istnieje. Im więcej poznaję osób i obserwuję ich postępy, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to kwestia ich pracowitości i podejścia do nauki. Większy problem mają zwykle Ci, którzy mają generalnie problem z uczeniem się nowych rzeczy, albo mieli długą przerwę w edukacji. Wtedy potrzeba się wdrożyć, na nowo dowiedzieć się “jak się uczyć”. W zasadzie dotyczy to większości społeczeństwa i wynika to z nieodpowiedniego systemu edukacji, w którym zostaliśmy wychowani (ale to inny temat). Z nauką kolejnego języka oczywiście nie mają problemu poligloci, ale także ludzie o zupełnie innych zainteresowaniach. Ci, którzy zgłębiali w swoim życiu jakąkolwiek dziedzinę, potrafią z pasją podchodzić także do języka (jeśli tego chcą). Wtedy dużo łatwiej dostrzec ten “talent”, który wcale nie wziął się z nieba. Także możemy mieć różny start, czy potrzebować różnej ilości czasu na odnalezienie przyjemności i łatwości nauki, ale jestem przekonana, że każdy może to osiągnąć. I tym samym każdy może w pewnym momencie usłyszeć: “Wow, Ty to masz talent do języków”. ;-)
@ Marta Wspominając o talencie nie miałam na myśli tego, że pewne osoby nie mogą się nauczyć języka obcego. Wręcz przeciwnie każdy powinien próbować i przy odrobinie wysiłku ma szansę na sukces. Komentarz, który zamieściłam jest odzwierciedleniem moich doświadczeń. Spotkałam osoby, które mimo dużej ilości pracy, którą wkładały w naukę języka, potrzebowały na jego opanowanie bardzo dużo czasu. Z kolei innym, przy mniejszym wysiłku przychodziło to dość łatwo. Przy czym, oczywiście pracowały nad rozwojem swych umiejętności. Nauka języka bez pracy jest moim zdaniem niemożliwa. Wbrew temu, co czasami można usłyszeć lub przeczytać.
Masz rację. Ja też spotykam takie osoby i w pełni się z Tobą zgadzam. Chodziło mi tylko o to, jak wygląda wcześniejsze życie tych osób, którym ta nauka przychodzi łatwo – zapracowały na to wcześniej. Często się o tym zapomina mówiąc: “No tak, temu to dobrze idzie, bo ma talent…” i tym samym ogranicza własne możliwości. Może się wcześniej źle wyraziłam. Chodziło mi o polemikę z tym właśnie mitem, nie z Tobą, bo przecież rozumiem i podzielam Twoje podejście do nauki. :)
Są ludzie którzy po prostu mają talent językowy i mogą nauczyć się znacznie szybciej niż inni. Są również ludzie którzy wybitnie nie mają talentu. I jedni i drudzy to jednak rzadkość.
No właśnie na tym blogu obalamy mit związany z tym, że ktoś “po prostu ma talent językowy”, bo ludzie nie rodzą się z takimi niezwykłymi uwarunkowaniami genetycznymi. Owszem, jedni ludzie uczą się szybciej, inni wolniej, ale to wynika z ich całego życia i z tego, czy posiadają grit.
1,5 roku to okej, ale 5 lat to mi by było szkoda.
Tylko, że te 5 lat i tak minie a Ty nie będziesz umieć norweskiego 😀 A tak – będziesz!
Ja wychodzę z założenia, że czas i tak minie tak więc mam wybór: albo zacząć się uczyć teraz i zbierać owoce tego w przyszłości, albo nic nie robić przez te 5 lat i potem być na takim samym poziomie jeśli chodzi o język jak dziś
Witam. Metodę przez skypa znam i również polecam. Szczerze mówiąc nie znam lepszej. Wygodnie jest się uczyć w domu przy własnym komputerze czy laptopie. Wiedza sama wchodzi do głowy. Polecam!
Ja już mieszkam z rodziną 12lat i na początku chodziłam na kursy norweskiego ale stwierdziłam że dużo z nich nie wyniosłam tylko wydałam dużo pieniędzy.Dopiero gdy zaczęłam pracować i mam kontakt tylko z Norwegami to nauka norweskiego idzie mi w miarę dobrze,tylko gorzej jest z gramatyka.Powiem szczerze że nie poświęcam zbyt dużo czasu na naukę, czasem słucham norweskiego z radia albo przez MP3 i to wszystko.Wiem że nie jest łatwo uczyć się samemu dlatego szukam wszelkich sposobów żeby ten język jak najszybciej się nauczyć i myślę że wy mi w tym pomożecie.Berdzo szybko też zapominam słówka , które się nauczyłam, uważam że mam bardzo słabą pamięć jeżeli chodzi o języki obce,nie wiem jak sobie z tym poradzić.Uwazam że znam ten język na tyle że się dogadam ale jest on bardzo prosty i taki bardzo ubogi.Dlatego bardzo chciałabym podwyższyć swój poziom i poprawić gramatykę zarówno w mowie jak i piśmie.
No cóż. Odnośnie norweskiego, to chyba za dużo nie pomogę, ale może masz taką możliwośc uczyć się przez skypa tak jak ja? Ja uczę się niemieckiego przez skypa i bardzo sobie chwalę.. Mieszkam w Niemczech, a jednak nadal z niego korzystam!
Witam.Ja miałam dość dziwną przygodę z angielskim.Chodziłam na kurs językowy w Polsce przez 2 lata i po ukończeniu poziomu upper-intermediate wyjechałam do London.Tam zderzenie z rzeczywistością było niemiłe.Prawie wcale nie rozumiałam Brytyjczyków i to nie chodzi o akcent tylko o to,że oni rozmawiają miedzy sobą tak szybko że słowa zlewały sie w jedną całość i miałam ciężko je odróżnić.Obcokrajowców w London rozumiałam bardzo dobrze,bo ich angielski był na poziomie góra A2.
Brytyjczycy rozmawiają między sobą językiem dużo trudniejszym niż nawet poziom B2 i przekonałam sie o tym słuchając ich rozmów w pubs.Owszem,jak ja zapytałam Brytyjczyka: ,,Excuse me do you know how to get to the healthcare center?”. – to on mnie zrozumiał i ja zrozumiałam jego powolną,wyraźną odpowiedź typu: ,,Yes I know where it is.Go to the end of this street,next cross the road,turn right and you’re there”.Ale ja go zrozumiałam tylko dlatego,że on dopasował swój język do mnie – mówił wolno i wyraźnie.Tak to zawsze zrozumie się Brytyjczyka.Problem zaczyna sie gdy Brytyjczycy nie chcą sie dopasować do nas lub gdy rozmawiają między sobą bełkotem.Wtedy ciężko zrozumieć bo mówią bardzo szybko i mało wyraźnie.Dlatego trzeba jak najczęściej i jak najdłużej słuchać żywych rozmów Brytyjczyków w kawiarniach,sklepach i na ulicy.Audiobooks to nie jest to samo co słuchanie i rozumienie ulicznego,brytyjskiego bełkotu.Audiobooks są nagraniami wyraźnymi i wolniej czytanymi niż rozmowa Brytyjczyków pomiędzy sobą.
Żeby móc zrozumieć co dokładnie Brytyjczycy mówią do siebie w kawiarni,w pracy lub pociągu musiałam mieszkać tu i słuchać ich 5 lat.Tyle zajmuje nauka rozumienia ich mowy,mimo,że teoretycznie znałam angielski z Polski.Ale to nie to samo.
Pozdrawiam. :-)
Dzięki za tę historię. Z norweskim jest bardzo podobnie. Jeśli ktoś uczył się w Polsce jedynie z podręczników, klasycznymi metodami, na miejscu przeżyje szok. Wtedy zaczyna się ciekawy proces oswajania z miejscowymi dialektami. Liczony raczej w latach. Oczywiście to zależy w jakiej społeczności się funkcjonuje.
Wyjechałem do Niemiec i poznałem tam Rumunów, nauczyłem się komunikatywnie mówić po Rumunsku, w 2 miesiące. Wszyscy od rana do wieczora pomagali mi w tej nauce. Nawet w pracy, ciągle starałem się czegoś nauczyć. Ale co z tego?
Może mi nie uwierzysz, ale 4 lata temu, po dwóch miesiącach, mówiłem komunikatywnie po Rumuńsku i praktycznie wszystko potrafiłem powiedzieć. (kali jeść, kali pić, ale dogadałbym się na każdy temat)
A dzisiaj? Nie pamiętam 70% słów.
Ciekawe, ile by trwało przypomnienie tego wszystkiego :)
Twój komentarz
Komentarze:
Bardzo dziekuje! Moj kontrakt z rodzina konczy sie jutro, rozstajemy sie ale tylko na miesiac bo w sierpniu wracam do nich :) uwazam, ze to bardzo usystematyzuje moj jezyk! Do listy powyzej dorzucam jeszcze jedna rzecz! Wlasnie koncze czytac swoja pierwsza w zyciu norweska ksiazke :) (po norwesku, rzecz jasna) :) Zycze powodzenia w nauce jezyka wszystkim czytelnikom Nocnej Sowy :) uda sie!
No to świetnie! A czytałaś coś godnego polecenia, czy raczej było to wyzwanie, które chciałaś dokończyć? Pierwsza książka jest zwykle najtrudniejsza, więc teraz już z górki. ;-)
Zaczęłam z trochę łatwiejszym słownictwem, bo pożyczyłam książkę “dla nastolatków” od mojej podopiecznej. Ona jeszcze jej nie czytała, bo był to tegoroczny prezent urodzinowy, ma 10 lat i hostka powiedziała, żeby zaczekała z czytaniem akurat TEJ książki. A to dlatego, że pierwszy rozdział zaczyna się słowami “Cecilia Gaathe hadde aldri sett et dødt menneske. Ikke før nå.” – więc książka trochę nieodpowiednia dla dziesięciolatki zafascynowanej kwiatkami, motylkami i kanałem Disney Channel. Za to dla uczącej się au-pair, która lubi kryminały – to dobry początek. :) “Salamandergåten” Jørn Lier Horst :) Mój Ørri powiedział, że to dobre na początek, tym bardziej że ta książka jest wysoko oceniana przez norweskie gazety :)
Dla małej faktycznie mogłoby być za wcześnie (albo zmieniłaby klimat na jakiś mroczny ;-)). Jednak dla uczących się języka takie kryminały są idealne.
Bardzo lubię takie artykuły, są dla mnie bardzo motywujące. Języki to moje hobby i nie zależy mi na ich hiper-szybkim-ultra opanowaniu, bo mam nadzieję, że to będzie coś, czym będę się mogła zajmować do końca życia.
To może dorzucę coś od siebie. Nawet, jeśli mi się nie spieszy, systematyczna praca i porównywanie różnych narzeczy przynosi z czasem owoce – na początku nauka szła mi bardzo opornie, błyskawicznie zapominałam słówka, z gramatyką byłam na bakier. Jakkolwiek to jednak było frustrujące, nie poddałam się – do tego doszły ćwiczenia na pamięć, gry logiczne, wprawianie drugiej półkuli mózgowej, teoretyczne badanie języka. Widzę wyraźnie, że nauka idzie mi coraz lepiej. Nie poddawać się!, tylko dać sobie i swojemu mózgowi czas.
Ja też myślę, że języka uczymy się całe życie i potrzeba do tego sporo konsekwencji i wytrwałości. Nie od dziś wiadomo, że
;-)Uwielbiam Waszą stronę i wszystko, co można na niej znaleźć. :) Po przeczytaniu tego artykułu postanowiłam podzielić się moją historią. Jestem w Norwegii od lutego 2014, każdego dnia czytam, słucham, piszę i staram się mówić po norwesku. Taka systematyczna nauka przynosi efekty. W zeszłym tygodniu byłam na gruppeintervju i dałam radę! To cieszy:) Ludzie, których tutaj spotykam, nie mogą wyjść z podziwu dla mojego norweskiego. Jeszcze niedawno nie umiałam wydusić z siebie słowa, a teraz ze spotkania na spotkanie umiem coraz więcej. I ja to sama czuję, że więcej rozumiem. Co mi pomaga? Silna motywacja, żeby mieć dobrą pracę i móc wykorzystać swoje wykształcenie tutaj oraz znajomość angielskiego i niemieckiego. Od sierpnia idę na kurs na poziomie B2. Myślę, że czytanie gazet dużo daje, bardzo dużo! Przeżyłam coś podobnego, jak Pati. Najpierw uczyłam się sama w domu, tłumaczyłam artykuły (praktycznie słowo po słowie- dziś zrozumiem wszystko z kontekstu, a do słownika zaglądam tylko po to, żeby poszerzyć słownictwo), po czym postanowiłam pójść na kurs i okazało się, że strasznie się nudziłam i na 2.zajęciach nauczycielka zaproponowała mi przeniesienie się do innego grupy. :) Nie chcę spoczywać na laurach. Za rok o tej porze chciałabym mieć już Bergenstest. Zobaczymy, co z tego wyniknie:)
Grupowe rozmowy o pracę są zawsze dużym wyzwaniem, więc tym bardziej gratuluję Ci, że po tak krótkim czasie nauki dałaś radę. A ile czasu poświęciłaś wcześniej na angielski i niemiecki? Trzymam kciuki za dalsze, tak szybkie postępy.
Dziękuję! Troszkę się bałam, bo oprócz mnie były dwie Norweżki i jedna dziewczyna ze Szwecji, ale poszło dobrze. Na tyle dobrze, że jutro podpiszę kontrakt. Chcę dodać, że starałam się o pracę jako asystentka w przedszkolu. Tak na dobry początek, żeby poczuć się jeszcze pewniej pod względem języka, a później będę próbować znaleźć coś w szkole (do tej pory poszukiwania nie przyniosły skutku:( ). Jestem magistrem filologii niemieckiej, niemieckiego uczę się całe życie.;) A angielski znam na poziomie komunikatywnym, w sumie bez szału, ale w codziennym życiu zawsze gdzieś tam się przewija i tak jakoś wszedł do głowy. Miałam trochę w szkole, ale nigdy to nie był mój ulubiony język. Nie wiem, z czego to wynika. W norweskim zauważam wiele podobieństw do niemieckiego, co oczywiście nie jest jakimś wielkim odkryciem. :P Chociaż wielu zastanawia się, jak ja to robię, bo dla nich to dwa różne języki. Podam przykład “mojego rozumowania” (:D). Dajmy na to, zauważyłam, że np. UT oznacza to samo co AUS w niemieckim, więc skoro “wyglądać” po niemiecku to “AUSsehen” (aus+sehen, sehen= widzieć, patrzeć), to składam to sobie wszystko razem i wychodzi mi “se UT” po norwesku, albo hmm… “AUStrinken” (trinken- pić, wypijać) to “drikke UT”. Często “udaje mi się” również “wymyślić” jakieś słówko, nie znając go wcześniej, np. proste słowo, żeby oddać to, co mam na myśli: skoro przedszkole to “ein KINDERgarten”, to automatycznie po norwesku mamy “en BARN-e-hage”, takich przykładów mam więcej. Nie wspomnę już o tym, że łatwiej mi zrozumieć i stosować czasy, rodzajniki określone, nieokreślone, itd. :) Taki mam sposób na norweski. :) Nie wiem, czy ci, którzy znają niemiecki, mają tak samo? Ciekawe, jakie metody stosują, żeby ułatwić sobie naukę. Pozdrawiam! :)
Ta filologia dużo wyjaśnia. :) Przyznam, że spodziewałam się, że albo angielską albo niemiecką studiowałaś. To doświadczenie sprawia, że zabierając się za norweski wiedziałaś już co robić. Oczywiście nie zmienia to faktu, że Twoje osiągnięcia są imponujące. Samo przecież nie przyszło. ;-) A podobieństwa do obu tych języków oczywiście są i super, że potrafisz je dostrzegać. Dzięki za obrazowe wskazówki. :)
bardzo ciekawy wpis! dowiadywanie sie o metodach nauki tego samego jezyka jest bardzo pomocne ;) ja sama najlepiej ucze sie przechodzac przez wszystkie podreczniki po kolei a takze czytanie ksiazek po norwesku a ostatnio sluchanie adudiobukow, jednakze zawsze wypozyczam ksiazke do audiobuka by w razie problemow ze zrozumieniem moc sie poratowac tekstem, uwazam ze jest to najlepsze cwiczenie. Niestety nadal borykam sie z dialektami oraz pisaniem dluzszych tekstow. Zastanawialam sie, czy moze znacie jakies norweskie podkasty? pozdrawiam i dziekuje za pomocnego bloga.
Jeśli szukasz podcastów, to NRK robi ich sporo – komediowe, dokumentalne, talkshow. Zależy co lubisz. :) Wszystkie są dostępne przez iTunes za darmo.
Czesc Marto. Od niedawna ucze sie norweskiego, w czym pomaga mi takze Twoja strona. Uznalam jednak, ze potrzebuje jakiejs solidnej ksiazki do gramatyki, najlepiej takiej, ktorej moglabym uzywac i teraz na poczatkowym etapie, jak i na dalszych. Marto, czy mozesz cos polecic? Wiem, ze z polskich polecasz Trolla. A co z norweskich? Wybieram sie w przyszlym tygodniu do Norwegii, wiec moglabym poszukac. Wiem, ze podreczniki sa tam niesamowicie drogie, dlatego nie chcialabym zainwestowac w to, co mi po prostu pierwsze wpadnie w rece. Z gory dziekuje za pomoc. I za calego bloga :)
Skoro niedawno rozpoczęłaś naukę, to Troll 1 jest podręcznikiem, którego potrzebujesz, i z którego będziesz korzystała przez wiele miesięcy, a nawet lat (do tej książki warto wracać). Owszem, w Norwegii znajdziesz całe półki podręczników, ale nie znajdziesz tam równie dobrze wyjaśnionej gramatyki na Twoim poziomie. Zresztą gramatyka nie jest problemem. Pomyśl raczej o kupnie materiałów, które będą wydawały Ci się fascynujące, bo ucząc się w Polsce spotkasz się raczej z tym, że masz mało alternatyw – podręczniki bywają nudne i zniechęcające. Jeśli bardzo zależy Ci, by kupić podręcznik po norwesku, wszystko spod ręki K. McDonald, Å. R. Strandskogen albo C. Lønn jest w pełni poprawne i wartościowe.
Przyjemnego pobytu w Norwegii. :)
Witam wszystkich ciepło.
W te wakacje mam zamiar rozpocząć i silną motywację, aby nauczyć się języka norweskiego w najbliższych miesiącach. Jako podręczniki wybrałem sobie Troll 1 i 2 oraz polecaną tutaj “Hva sier du?”. Ostatni rok spędzam w Polsce, kończę studia muzyczno-pedagogiczne i ruszam szukać szczęścia w Norwegii. Pracowałem w Polsce, w Niemczech, w Anglii, Holandii, Włoszech i Francji, biegle znam angielski, komunikatywnie francuski i jako-tako :) czytam włoski. Norweski ujmuje mnie miękkością i ciepłem, jestem strasznie pozytywnie nastawiony na naukę tego języka i jestem bardzo ciekaw, czy uda mi się go poznać w stopniu komunikatywnym i zrozumiałym dla Norwegów w plus minus rok. Problemem jest, że będzie to nauka we własnym zakresie, w okolicy nie ma żadnych nauczycieli tego języka, znajomych ani rodziny w Norwegii też nie mam. Jestem pełen optymizmu co do znalezienia pracy w Oslo, bo żyję według zasady, że kto chce pracować, ten pracę znajdzie. ;) Aczkolwiek w moim zawodzie (nauczyciel gitary, pianina, akordeonu a także teorii, historii i zasad muzyki), który ściśle łączy się z moją życiową pasją myślę, że będzie ciężko. ;)
Witaj, ja myślę, że z tym zawodem tak ciężko właśnie nie będzie. W Norwegii mnóstwo ludzi gra na jakimś instrumencie i wielu rodziców wysyła swoje dzieci na naukę gry. Każda szkoła (niezależnie od tego czy muzyczna) ma swoją orkiestrę dętą. To pokazuje jak bardzo ten kraj jest muzyczny. Masz duże pole do popisu moim zdaniem. Pedagogika jest ogromnym atutem. Jasne, że do pracy w przedszkolu, a tym bardziej szkole norweski będzie wymagany, ale jeśli zaczniesz nawet od indywidualnych lekcji, to szybko sobie poradzisz. Także trzymam kciuki za intensywny rok z norweskim i do zobaczenia później gdzieś na blogu. ;-)
Świetny post! Nawiązując do jego tytułu, to uważam, że nauka języka obcego to przygoda. Właściwie trudno jest powiedzieć czy kiedykolwiek się kończy. Co prawda można z mniejszą lub większą dokładnością określić swój poziom, jednak nawet posiadając ogromną wiedzę i umiejętności w danym języku, zawsze można trafić na interesujące informacje lub słownictwo, którego jeszcze nie znamy. W końcu język podlega ciągłym zmianom (jedynie gramatyka jest w pewnym stopniu ograniczona).
Czas, w którym osiągniemy dany poziom lub też nauczymy się języka, jest w moim pojęciu kwestią szalenie indywidualną. Po pierwsze wszytko zależy od tego w ilu językach już mówimy. Nauka kolejnego języka (np. z tej samej grupy) przychodzi łatwiej, niż nauka pierwszego. Poza tym, należy brać pod uwagę czas, który mu poświęcamy. Im bardziej jesteśmy zmotywowani i uczymy się z większą regularnością, tym szybciej jesteśmy w stanie osiągnąć wyższy poziom. Kolejne kwestie są dość dyskusyjne tj. odrobina talentu i relatywna trudność języka. Moim zdaniem są osoby, którym nauka języków przychodzi łatwiej (mimo pracy, którą muszą wykonać – nic przecież nie spada z nieba).
Dzięki za tyle mądrych spostrzeżeń. Myślę, że jeśli decydujemy się na naukę języka, to jest to związek na całe życie. Jasne, że chcemy mieć szybkie efekty i stąd pewnie potrzeba klasyfikowania się w umowne “poziomy”, które bywają mniej lub bardziej pomocne. I zgadzam się, że osiągnięcie danego poziomu to sprawa indywidualna. I to bardzo. Nawet z tym talentem mogłabym trochę polemizować, bo nie wiem, czy coś takiego w ogóle istnieje. Im więcej poznaję osób i obserwuję ich postępy, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to kwestia ich pracowitości i podejścia do nauki. Większy problem mają zwykle Ci, którzy mają generalnie problem z uczeniem się nowych rzeczy, albo mieli długą przerwę w edukacji. Wtedy potrzeba się wdrożyć, na nowo dowiedzieć się “jak się uczyć”. W zasadzie dotyczy to większości społeczeństwa i wynika to z nieodpowiedniego systemu edukacji, w którym zostaliśmy wychowani (ale to inny temat). Z nauką kolejnego języka oczywiście nie mają problemu poligloci, ale także ludzie o zupełnie innych zainteresowaniach. Ci, którzy zgłębiali w swoim życiu jakąkolwiek dziedzinę, potrafią z pasją podchodzić także do języka (jeśli tego chcą). Wtedy dużo łatwiej dostrzec ten “talent”, który wcale nie wziął się z nieba. Także możemy mieć różny start, czy potrzebować różnej ilości czasu na odnalezienie przyjemności i łatwości nauki, ale jestem przekonana, że każdy może to osiągnąć. I tym samym każdy może w pewnym momencie usłyszeć: “Wow, Ty to masz talent do języków”. ;-)
@ Marta Wspominając o talencie nie miałam na myśli tego, że pewne osoby nie mogą się nauczyć języka obcego. Wręcz przeciwnie każdy powinien próbować i przy odrobinie wysiłku ma szansę na sukces. Komentarz, który zamieściłam jest odzwierciedleniem moich doświadczeń. Spotkałam osoby, które mimo dużej ilości pracy, którą wkładały w naukę języka, potrzebowały na jego opanowanie bardzo dużo czasu. Z kolei innym, przy mniejszym wysiłku przychodziło to dość łatwo. Przy czym, oczywiście pracowały nad rozwojem swych umiejętności. Nauka języka bez pracy jest moim zdaniem niemożliwa. Wbrew temu, co czasami można usłyszeć lub przeczytać.
Masz rację. Ja też spotykam takie osoby i w pełni się z Tobą zgadzam. Chodziło mi tylko o to, jak wygląda wcześniejsze życie tych osób, którym ta nauka przychodzi łatwo – zapracowały na to wcześniej. Często się o tym zapomina mówiąc: “No tak, temu to dobrze idzie, bo ma talent…” i tym samym ogranicza własne możliwości. Może się wcześniej źle wyraziłam. Chodziło mi o polemikę z tym właśnie mitem, nie z Tobą, bo przecież rozumiem i podzielam Twoje podejście do nauki. :)
Są ludzie którzy po prostu mają talent językowy i mogą nauczyć się znacznie szybciej niż inni. Są również ludzie którzy wybitnie nie mają talentu. I jedni i drudzy to jednak rzadkość.
No właśnie na tym blogu obalamy mit związany z tym, że ktoś “po prostu ma talent językowy”, bo ludzie nie rodzą się z takimi niezwykłymi uwarunkowaniami genetycznymi. Owszem, jedni ludzie uczą się szybciej, inni wolniej, ale to wynika z ich całego życia i z tego, czy posiadają grit.
1,5 roku to okej, ale 5 lat to mi by było szkoda.
Tylko, że te 5 lat i tak minie a Ty nie będziesz umieć norweskiego 😀 A tak – będziesz!
Ja wychodzę z założenia, że czas i tak minie tak więc mam wybór: albo zacząć się uczyć teraz i zbierać owoce tego w przyszłości, albo nic nie robić przez te 5 lat i potem być na takim samym poziomie jeśli chodzi o język jak dziś
Witam. Metodę przez skypa znam i również polecam. Szczerze mówiąc nie znam lepszej. Wygodnie jest się uczyć w domu przy własnym komputerze czy laptopie. Wiedza sama wchodzi do głowy. Polecam!
Ja już mieszkam z rodziną 12lat i na początku chodziłam na kursy norweskiego ale stwierdziłam że dużo z nich nie wyniosłam tylko wydałam dużo pieniędzy.Dopiero gdy zaczęłam pracować i mam kontakt tylko z Norwegami to nauka norweskiego idzie mi w miarę dobrze,tylko gorzej jest z gramatyka.Powiem szczerze że nie poświęcam zbyt dużo czasu na naukę, czasem słucham norweskiego z radia albo przez MP3 i to wszystko.Wiem że nie jest łatwo uczyć się samemu dlatego szukam wszelkich sposobów żeby ten język jak najszybciej się nauczyć i myślę że wy mi w tym pomożecie.Berdzo szybko też zapominam słówka , które się nauczyłam, uważam że mam bardzo słabą pamięć jeżeli chodzi o języki obce,nie wiem jak sobie z tym poradzić.Uwazam że znam ten język na tyle że się dogadam ale jest on bardzo prosty i taki bardzo ubogi.Dlatego bardzo chciałabym podwyższyć swój poziom i poprawić gramatykę zarówno w mowie jak i piśmie.
No cóż. Odnośnie norweskiego, to chyba za dużo nie pomogę, ale może masz taką możliwośc uczyć się przez skypa tak jak ja? Ja uczę się niemieckiego przez skypa i bardzo sobie chwalę.. Mieszkam w Niemczech, a jednak nadal z niego korzystam!
Witam.Ja miałam dość dziwną przygodę z angielskim.Chodziłam na kurs językowy w Polsce przez 2 lata i po ukończeniu poziomu upper-intermediate wyjechałam do London.Tam zderzenie z rzeczywistością było niemiłe.Prawie wcale nie rozumiałam Brytyjczyków i to nie chodzi o akcent tylko o to,że oni rozmawiają miedzy sobą tak szybko że słowa zlewały sie w jedną całość i miałam ciężko je odróżnić.Obcokrajowców w London rozumiałam bardzo dobrze,bo ich angielski był na poziomie góra A2.
Brytyjczycy rozmawiają między sobą językiem dużo trudniejszym niż nawet poziom B2 i przekonałam sie o tym słuchając ich rozmów w pubs.Owszem,jak ja zapytałam Brytyjczyka: ,,Excuse me do you know how to get to the healthcare center?”. – to on mnie zrozumiał i ja zrozumiałam jego powolną,wyraźną odpowiedź typu: ,,Yes I know where it is.Go to the end of this street,next cross the road,turn right and you’re there”.Ale ja go zrozumiałam tylko dlatego,że on dopasował swój język do mnie – mówił wolno i wyraźnie.Tak to zawsze zrozumie się Brytyjczyka.Problem zaczyna sie gdy Brytyjczycy nie chcą sie dopasować do nas lub gdy rozmawiają między sobą bełkotem.Wtedy ciężko zrozumieć bo mówią bardzo szybko i mało wyraźnie.Dlatego trzeba jak najczęściej i jak najdłużej słuchać żywych rozmów Brytyjczyków w kawiarniach,sklepach i na ulicy.Audiobooks to nie jest to samo co słuchanie i rozumienie ulicznego,brytyjskiego bełkotu.Audiobooks są nagraniami wyraźnymi i wolniej czytanymi niż rozmowa Brytyjczyków pomiędzy sobą.
Żeby móc zrozumieć co dokładnie Brytyjczycy mówią do siebie w kawiarni,w pracy lub pociągu musiałam mieszkać tu i słuchać ich 5 lat.Tyle zajmuje nauka rozumienia ich mowy,mimo,że teoretycznie znałam angielski z Polski.Ale to nie to samo.
Pozdrawiam. :-)
Dzięki za tę historię. Z norweskim jest bardzo podobnie. Jeśli ktoś uczył się w Polsce jedynie z podręczników, klasycznymi metodami, na miejscu przeżyje szok. Wtedy zaczyna się ciekawy proces oswajania z miejscowymi dialektami. Liczony raczej w latach. Oczywiście to zależy w jakiej społeczności się funkcjonuje.
Wyjechałem do Niemiec i poznałem tam Rumunów, nauczyłem się komunikatywnie mówić po Rumunsku, w 2 miesiące. Wszyscy od rana do wieczora pomagali mi w tej nauce. Nawet w pracy, ciągle starałem się czegoś nauczyć. Ale co z tego?
Może mi nie uwierzysz, ale 4 lata temu, po dwóch miesiącach, mówiłem komunikatywnie po Rumuńsku i praktycznie wszystko potrafiłem powiedzieć. (kali jeść, kali pić, ale dogadałbym się na każdy temat)
A dzisiaj? Nie pamiętam 70% słów.
Ciekawe, ile by trwało przypomnienie tego wszystkiego :)