Dojrzały i niedojrzały sportowiec
Im bardziej zgłębiamy tematykę treningów fizycznych, tym więcej widzimy podobieństw do nauki języków. W obu przypadkach regularność wygrywa z kompulsywnością.
Jaka jest różnica między dojrzałym, a niedojrzałym sportowcem?
Nie chodzi o wiek, bo dojrzali sportowcy są wśród osób w każdym wieku. Rzecz w postawie i nastawieniu do treningu.
Niedojrzały uczeń – niezależnie czy mówimy o sportowcach, pisarzach, filologach czy naukowcach – chce spełnić swoje oczekiwania i zachcianki tu i teraz.
Chce mieć większe mięśnie – idzie na siłkę i ciśnie sztangę.
Chce szybciej i dalej biegać – wskakuje na bieżnię i daje z siebie wszystko.
Chce poznać słownictwo – zakuwa pół dnia listy słówek.
A potem? Na drugi dzień nie ma siły zwlec się z łóżka. Wypalił się fizycznie lub psychicznie.
Dojrzały sportowiec ma inne podejście. Jest teraz gotowy zrobić odpowiedni, zbalansowany trening, żeby cieszyć się jego efektami w przyszłości. Dojrzały uczeń zawsze wygrywa w dłuższym czasie.
Niedojrzałemu sportowcowi zależy na szybkich, widocznych efektach. Bierze sztangę i co tydzień dokłada 2 kg. Myśli, że ma przewagę nad innymi. Prze do przodu i nie myśli o podstawach. Popisuje się swoimi postępami – ciężarem, który podnosi, jak szybko biega albo ile rozdziałów już przerobił.
Jednak w pewnym momencie trafia na ścianę – nie daje rady podnieść więcej. Myśli, że dotychczas dokładał bez problemu to i teraz powinien dać radę. No pain, no gain
– myśli. I zrywa sobie ścięgno udowe, mięsień pośladkowy, albo czworoboczny lędźwi. Nie mógł doczekać się rezultatów, ale jego ciało nie było gotowe na tak duży wysiłek.
Niedojrzały uczeń zasypuje się fiszkami i materiałami. Ma ich tak dużo, że nie wie, w co ręce włożyć. Nawet nie pamięta, co ma i nie wie, czego się uczył. Wreszcie nie ma nawet siły przejrzeć tej niekończącej się sterty.
Dojrzały sportowiec zauważa swoje ograniczenia, dochodzi do ciężaru, który jest wymagający, ale nie ponad jego możliwości. Pracuje nad nim aż ciało wzmocni się i dostosuje do nowych wyzwań. Potem może pójść krok dalej, bez kontuzji, która by zatrzymała jego rozwój na długie miesiące.
Podobnie robi dojrzały uczeń. Nawet gdy w jego życiu pojawią się nowe materiały, podchodzi do nich powoli. Zanim przejdzie do następnego tematu, stara się opanować pierwszy. Gdy uczy się norweskiego, zanim zrobi zgodność przymiotnika z rzeczownikiem, upewnia się, że umie odmieniać rzeczownik. Zanim przejdzie do czasu przeszłego, powtarza dokładnie czas teraźniejszy. Zanim zacznie zmieniać szyk, doprowadza do perfekcji szyk prosty. Nie musi się śpieszyć – ważniejszym dla niego jest ciągły postęp i pełne zrozumienie zagadnień. Dzięki temu uchroni się przed mętlikiem i niepewnością.
Nawet gdy robisz mało, ale regularnie, z czasem osiągniesz swój cel. Każdy dzień nauki, każde dokładnie opanowane słowo albo perfekcyjnie wykonane ćwiczenie sumuje się z czasem. Nawet jeśli dziś wydaje się, że to mało, w sumie da Ci to wymarzony efekt.
Ważne też, żeby rozumieć swoje ograniczenia. W przypadku treningu, gdy przetrenujesz się jednego dnia, będziesz obolały następnego. Gdy zupełnie przesadzisz, nie pójdziesz jutro na siłownię.
W mózgu nie ma mięśni, które bolą po treningu. Dlatego zapominamy, że nasza psychika działa na podobnych zasadach. Gdy ją nadwyrężymy jednego dnia, nie będziemy mieć siły, ani ochoty na pracę nad sobą następnego dnia.
Kompulsywne zakuwanie słówek przez jeden wolny dzień daje podobny efekt do przetrenowania mięśni. Zamiast wrócić do słownictwa na drugi i trzeci dzień, zamiast je usystematyzować, nauczyć się używać w różnych kontekstach i zapamiętać na długo, robisz sobie przerwę. Myślisz sobie jeden dzień na odpoczynek to nic strasznego,
ale gdy jeden dzień zmienia się w cały tydzień, nie będziesz mieć prawie żadnych efektów.
Ta analogia działa we wszystkich dziedzinach.
Gdybym powiedział Ci Napisz jutro książkę o swoim dzieciństwie. Ma mieć 365 stron.
– pomyślisz, że chyba zwariowałem. Ale gdy Ci powiem Napisz jutro jedną stronę o Twoim najlepszym koledze z podstawówki
to przecież dasz radę, prawda? Gdy następnego dnia znów napiszesz jedną stronę, a następnego jeszcze jedną, to po roku będziesz miał książkę z 365 stronami.
Wydaje się, że napisanie jednej strony jest nic nie warte. To przecież tak mało. Po co w ogóle zajmować się czymś tak małym? Ale tak właśnie pisze się długą powieść: strona po stronie, zdanie po zdaniu.
Wielcy sportowcy powstają jak ta książka. Nie zaczęli trenować wczoraj. Potrzebowali wielu lat na wykształtowanie swojego ciała, odpowiednich nawyków i umiejętności.
Dlaczego tak wielu ludzi myśli, że z nauką języka będzie inaczej?
Twój komentarz
Komentarze:
Niestety ja mam ten problem .. Od zawsze byłem napalony na wszystko ,szło mi perfekcyjnie ale po miesiącu się wypalałem .
Może teraz pora na zmiany :)
Trzymam kciuki. :)
dziękuję. jak zawsze trafiacie idealnie. zarówno w (mój) czas jak i w temat.
Marcinie bardzo dobry artykuł. Treść i forma w punkt. Dzięki.
Cieszę się, że Ci się podobał.
Umniejszanie małych (regularnych) działań – na korzyść dorywczych (sporadycznych, ale intensywnych), wydaje się być podstawową barierą w nauce czy jakimkolwiek “osiąganiu, dążeniu”. Jest to bariera tak oczywista, że prawie niezauważalna – co dodaje jej mocy ;) Przykład z ksiażką, mimo swej namacalności, nadal trąci bujdą – oczywiście dla umysłu – który jest doskonały w
negowaniu i zaprzeczaniu, zwłaszcza jesli chodzi o pomniejszanie czy deprecjonowanie jego umiejętnosci ;D “Nie potrzeba mi regularności – mówi.
W dwa dni i tak to opanuję – w końcu co za różnica czy poświęcę 10 minut dziennie czy godzinę raz w tygodniu”. i boom! Jednak nie tylko chodzi o treść, ale i o formę. O kontakt. O stopniowe kształtowanie nawyku. O niejako “bezbolesne” przechodzenie tych etapów – by wykluczyć frustrację. Czyli naszego największego wroga – zaraz po braku regularności – ale co komiczne, wlaśnie nim spowodowaną ;)
Mała metafora: Jeśli regularność to kręcace sie koła w rowerze, małe dawki wiedzy – to delikatne dopompowywanie kół, otrzymujemy miłą przejażdzkę w komfortowych warunkach – rower, aż sam jedzie. To przed czym przestrzegasz, to jazda 10 kilometrów, rowerem, w którego kołach brak powietrza, my jesteśmy właśnie po zimie, ale impuls bycia fit czy jakikolwiek inny, pcha nas “by coś ze sobą zrobić”. W wyniku, otrzymujemy frustrację, ale żeby nie być bezsilni (jak tego nie znosimy!) Tworzymy sobie działanie zastępcze: wyrzucamy rower – tego głównego (rzekomo) winowajcę (czyli chęć do nauki języka). Na następny dzień zakwasy GRATIS, ogólny uraz, niesmak i obrzydzenie. Niechęć do rowerzystów i całego świata.
Tak absurdalne, że aż smieszne, tak odrealnione – że nie powinno wystąpić/występować – tylko czemu – parafrazując twoje pytanie z końca
wpisu – postępujemy w ten właśnie sposób nagminnie?
(To mój pierwszy wpis, newsletter zamówiony ;) wcześniej jedynie podglądałem, teraz czuję, że nadszedł czas na “aktywność”. Coś więcej dopiszę w dedykowanych tematach (zarówno edukacyjnych, jak i metodycznych). Gdyż czytanie tych wpisów, to jak przeglądanie się w lustrze. Lustrze, które mówi, a ty stoisz z rozdziawioną buzią… w piżamie). Pozdrawiam ;)
PE-ES-DO-PE-ES
(żeby nie być gołosłownym, wracam tymczasem do powtórki i asymilacji – 40 stron A4, które uzbierały mi się w trakcie lektury połowy działu “Zaczynam” wraz z komentarzami oczywiście! Jak trudno było mi się oderwać i przerwać! Sami nie wiecie. No ale przed kolejnym działaniem warto jednak zrobić sumowanie, bo inaczej pozostanie to tylko pytaniem bez odpowidzi lub jedzeniem bez przełykania).
Cieszę się, że zdecydowałeś się napisać. Czekam na kolejne Twoje przemyślenia.
zebym mial tyle zapalu do nauki co do sportu….
Każdy jest inny…. a że jest tak a nie inaczej znaczy, że tak właśnie jest! Kropka!
Jak o mnie pisane .Sterty ćwiczeń,materiałów a zero systematyczności .Mam 40 lat może zdążę jeszcze ją w sobie wyrobić :)
Zdążysz. :)
świetny artykuł, drobnymi kroczkami osiągnie się trwalszy sukces bez kontuzji i naciągnięć, motywacja daje chęci a wyniki motywację, jednak tylko skrupulatny plan działania jest w stanie zapewnić sukces ;) od myśli do działania
Hej Marcin! Twój tekst jest bardzo inspirujący. Wielkie dzięki! Od lat zmagam się z tym problemem, niestety bardzo nieudolnie. Nie potrafię utrzymać narzuconego sobie tempa, nawet jeśli wynosi ono 15 minut dziennie/codziennie. Niestety nie mogę znaleźć niczego, co mogłoby mnie zmotywować żeby codziennie się uczyć!
Zmiejsz wyzwanie z 15 minut do 5 albo 2 :)
Dziękuję za kolejny, mądry tekst.Ja uczę norweskiego i faktycznie często spotykam się z taką niedojrzałością.Co tu dużo pisać uczeń jest uczniem, ale kiedy próbuję wyjaśnić,że taki sposób nauki ma krótkie nogi i jest małe prawdopodobieństwo aby osiągnąć cel jakim w założeniu jest poprawne używanie języka, klarowne formułowanie myśli itd, no cóż napotyka się to często z dużym oporem, opryskliwością…
Ale tak właśnie jest, nauka to jak sami wielokrotnie powtarzacie, to proces.
Ambicja to cudowna rzecz i tego pierwiastka nie może zabraknąć bo bez stawiania sobie ambitnych celów nie osiągniemy wiele, ale to wszystko musi być dobrze rozumiane.
Takie jest moje, skromne zdanie na ten temat.
Raz jeszcze dziękuję za kolejny fajny artykuł. jesteście dla mnie wielką inspiracją.
Dzięki za komentarz. :)
świetny tekst i jaki prawdziwy!systematyczność i wytrwałość w dążeniu do celu jest kluczem do sukcesu. uczmy sie krok po kroku a efekty przyjdą szybciej niż myślimy. fajnie jest przecież rozumieć co ktoś to do Ciebie mówi😉
swietny tekst! :-)
To ja napiszę akurat w kontekście nauki norweskiego (mam nadzieję, że też dla pożytku wątpiących i niezorganizowanych): 2 lata temu postanowiłam rozpocząć naukę norweskiego, przygoda skończyła się jednak po 2 miesiącach – nie twierdzę, że jestem niedojrzałym uczniem – ani niedojrzałym sportowcem, wszak trenuję z dobrymi wynikami ;)- znam bardzo dobrze 3 języki obce i decyzja o rezygnacji nie dotyczyła akurat złego planu czy wypalenia, a raczej osobistych kwestii (przeprowadzki, ślub itp). Tak czy owak, wróciłam do zabawy po 2 latach (od razu odkopując w ulubionych Waszą stronę) i po prostu wiem, że tym razem się uda, zwłaszcza mając doświadczenie w nauce języków. Myślałam jednak, że tamte 2 miesiące nauki bezpowrotnie uciekły, ale to nieprawda. Jak widać, mózg składuje niewyobrażalną ilość informacji, trzeba się tylko do nich dogrzebać.
Świetny,bardzo motywujący artykuł.I faktycznie tak miałam -kilka książek do nauki norweskiego,fiszki,wreszcie się zaczęłam gubić co i gdzie?A teraz trzymam się jednej książki,dokładnie opanowuje materiał i lepiej zapamiętuje
Wielkie dzięki za pomoc,d uży szacunek mam dla Was-nocnej sowy.
Bardzo motywujący artykuł,zaczęłam się stosować do niego i wiele mi to pomaga.Małymi krokami i do przodu.Wielki szacunek dla Nocnej sowy!😉
Świetna stronka!! Bardzo dziękuję za tyle darmowych materiałów i wskazówek :) Bardzo pomaga mi w nauce.
Niezupełnie się zgadzam z artykułem :( Fakt, że konsekwencja w nauce bardzo pomaga, jednak dla mnie, że stwierdzenia typu “Zanim się przejdzie do czasu przeszłego, trzeba dokładnie powtórzyć czas teraźniejszy” “nie można uczyć się tego, zanim nie opanuje się tamtego” mają działanie wielce demotywujące :D
Uczyłam się już samodzielnie języków. Fakt, że uczę się bardzo dużo i bardzo często, jednak moja nauka jest dość chaotyczna. Uczę się tego, co akurat mi wpadnie w ręce. Zależności, które w danym momencie zauważę.
Jak słyszę, kiedy ktoś mówi “TRZEBA”, “NIE MOŻNA” w odniesieniu do nauki języków, otwiera mi się nóż w kieszeni :D!
Mogę się wypowiadać jedynie za siebie, więc- jedyne co ja muszę, żeby uczyć się efektywnie języków, to wiedzieć, po co to robię- czyli mieć motywację.
“Dlaczego chcę się nauczyć mówić w tym języku?”
Wydaje mi się, że problemem nie jest koniecznie brak konsekwencji i regularności samych w sobie.
Skoro nauka jakiegokolwiek języka jest dla kogoś mordęgą i przykrym obowiązkiem, to czy na pewno powinien się go uczyć? :)
Pozdrawiam bardzo serdecznie :)!!
Dziękujemy za ciekawy komentarz. W pełni zgadzam się z Tobą, że jeśli nauka jest dla kogoś mordęgą, to powinien poświęcić ten czas na naukę czegoś innego. Podzielamy też Twoje zdanie odnośnie nauki z tego co wpadnie w ręce, pod warunkiem, że nie jest to słomiany zapał, ale chaos w którym widać radość i nastawienie na naukę tu i teraz. To przecież niemal nasze motto. :) Nie wszystko musi być w nauce języka zaplanowane. Plan może być pomocny, ale nie jest niezbędny.
Z naszego doświadczenia wynika, że każdy kto uczy się jedynie chaotycznie osiąga mierne rezultaty. Nie krytykuję tego. Może dla kogoś jako takie dogadywanie się jest ok. Jego cel, jego sprawa. Gdy mówimy o dojrzałym uczniu czy sportowcu – mówimy o kimś, kto dąży do najwyższego poziomu. Jeśli pominie się niektóre podstawy, z reguły nie zrozumie się kolejnego poziomu. Przykłady, które podaliśmy mają jedynie naprowadzić i pomóc. Nie miały demotywować. Przepraszamy jeśli tak się stało.
Każdy zmierza się z wyzwaniami w swoim czasie. Po jednym za każdym razem – nigdy wszystkimi na raz. Jeśli ktoś woli podstawy pominąć, to będzie zawsze tkwić w chaosie i niepewności. Moim zdaniem to dużo bardziej demotywuje. Lepiej od czasu do czasu zakasać rękawy do pracy i zmierzyć się z zagadnieniem, które się wcześniej pomijało. Każdy ma takie zagadnienia i owszem bardzo nie mamy ochoty ich zgłębiać. Taka już leniwa natura człowieka. Chaos nie musi być wrogiem. Pytanie, czy stać Cię na to, żeby głęboko przemyśleć przypadkiem napotkane zagadnienie. Jeśli tak, to wszystko dobrze, bo podstawy są wszędzie. Łatwiej i z reguły szybciej jest krok po kroku. Ciekawiej na głęboką wodę.
Czekamy na więcej od serca opinii. :)
Dzięki za odpowiedź ! Za nic nie przepraszajcie, jest to Wasz kawałek Internetu i piszecie tutaj co Wam się zachce, czy mi się to podoba, czy nie :) dla innych ten tekst był na pewno bardzo motywujący. Robicie kawał dobrej roboty i nie ma drugiego polskiego kącika do nauki norweskiego na takim poziomie :) i masz zupełną rację jesli chodzi o ciągnące się nieprzerobione podstawy!! Czasami łatwiej ogarnąć np. tryb łączący czy jakiś future perfect, niż użycie przedimków.
Dodałabym jeszcze, że fajnie jest podejść do nauki na luzie i cieszyć się z każdego sukcesu. Każdego dnia jestesmy w stanie zrozumieć trochę więcej niż wczoraj, czy to nie jest zarąbiste?! Język norweski to jeden z najłatwiejszych języków europejskich,co nie znaczy, że nie poświęcamy dużo czasu i nie wkładamy ogromu pracy, żeby opanować język.
Wszyscy odwalamy kupę dobrej roboty :D
Pozdrawiam wszystkich dojrzałych sportowców! :)
Dokładnie tak. Sam pamiętam jak jeszcze uczyłem się gramatyki z Trolla w wieku 14-15 lat. Wtedy leciałem temat za tematem, prawie w ogóle nie powtarzając. Obudziłem się przy 40 którymś temacie, że prawie nic nie pamiętam z poprzednich tematów i wtedy zalałem się tylko potem, motywacja spadła do zera, tak samo było ze słówkami. Obecnie w wieku 20 lat, nabyciu trochę wiedzy na temat nauki, własnych doświadczeń z nauką języka, więcej czasu poświęcam na powtórki, niż na samą naukę. W drodze do pracy czy powracając z niej, uczę się około 20 nowych słówek, zajmuje mi to 25-30 minut. Jednak w domu powtarzam nauczone już słówka, bądź gramatykę około godziny, może więcej i widać znaczącą różnice, że mimo iż nie miałem styczności z danym słówkiem kilka dni, nie mam nawet momentu zawahania, by je błyskawicznie przetłumaczyć. Gdy już się widzi po raz 30 słówko, automatycznie w głowie przychodzi jego tłumaczenie, a do samej nauki słówek polecam aplikacje Quizlet, świetna, przyjemna nauka i najważniejsze, że nie z listy słówek, gdzie pamięta się w większości kolejność :)