Czy warto odwiedzić Munchmuseet?
O najbardziej kontrowersyjnym muzeum w Norwegii.
Zanim pierwszy raz wybierzesz się do nowego Munch, każdy powie Ci, jak tam jest. Nawet jeśli tam nie był. My też Ci powiemy.
Na początku słyszeliśmy dużo krytyki i czasem coś dobrego. W gazetach temat był regularnie analizowany przez grupę rozczarowanych dziennikarzy. Było o polityce, pieniądzach i guście. Teraz twierdzą, że budynek jest jak lotnisko i że nie ma w nim norweskiego hygge. Mówią, że napisy pod obrazami są za małe, jakby problemem było podejść o krok bliżej. To wszystko pokazuje, ile jest napięcia wokół tego projektu i jak wiele oczekiwań.
Lambda
Lambda, bo tak nazwano ten budynek, jest wielka. Nie da się jej przegapić. Zgodzę się z tymi, którzy odbierają ten pomysł za trochę przytłaczający. Blacha na zewnątrz wygląda jakoś inaczej niż w projekcie. Mam mieszane uczucia. Może gdyby zrobili ją w kolorze miedzi, to bardziej by mi zabiło serce. Jak w zachodzie słońca jednego ze "Skrik". Ktoś inny może wolałby, żeby te ściany były ze szlachetniejszych materiałów (droższych), albo zostały właśnie takie. Stworzenie idealnego budynku jest skomplikowane. Gdyby to był projekt Snøhetty, to przypuszczam, że bardziej przypadłby mi do gustu. Ale takiego nie było. Widocznie nie było lepszych pomysłów, kiedy był czas na konkurs. Trzeba za to przyznać, że ta bryła jest ikoniczna. Wraz z nowym logo i stroną internetową wypada oryginalnie, zdecydowanie i odważnie. Osoby przyjezdne szybko zlokalizują na horyzoncie, który to budynek i bez kłopotu do niego trafią.
Atmosfera
Czy to, że budynek stwarza wrażenie zimnego to problem? Dla mnie nie. Gdyby to była skrzypiąca, drewniana budowla, w najcieplejszym norweskim wydaniu, to nie oddawałaby osobowości Muncha. Edvard nie był ciepłą i miłą osobą, która wpadnie z ciastkami. To był zbuntowany artysta, pracowity wizjoner, szaleniec. Ludzie przychodzili, żeby namalował im portret, po czym niektórzy wychodzili obrażeni. Nie chcieli takich obrazów. Nie rozumieli ani jego, ani jego sztuki. Może stąd także dzisiejsze niezrozumienie. Osadzenie go w nowoczesnym, minimalistycznym kontekście dla mnie jest jak najbardziej na miejscu. Pozwala utrzymać świeżość prac, które wychodziły poza swoją epokę i które wciąż zaskakują. Podoba mi się też balans między emocjami, a kojącym widokiem na fiord, operę i miasto. Jeśli przyjdziesz na zachód słońca, wszystko będzie cieplejsze w odbiorze.
Sztuka
Munch przekazał w swoim testamencie 28000 dzieł sztuki miastu Oslo. Cztery lata przed jego śmiercią zdecydowano o budowie muzeum. Nie doczekał. To pierwsze na Tøyen było małe. Odwiedzających z biegiem lat przybywało, a wszystkich obrazów i tak nie dało się pokazać. W końcu Norwegia zbudowała "dom", w którym możemy zobaczyć więcej. To podobno jedno z największych muzeów poświęconych jednemu artyście. Znasz większe? Mimo to, wiele dzieł musi poczekać na swoją kolej. Ten niedosyt odbieram pozytywnie, bo jest po co wracać. Niektórych obrazów w ogóle przecież nie znam.
Niektórzy mówią, że Munch jest dołujący. Owszem bywa. Chłopak swoje przeżył. Trudno przejść obojętnie obok śmierci jego matki, siostry i demonicznych kobiet. Ale skoro wywołuje te emocje, a nie obojętność, to przecież wspaniale. To ekspresjonizm. Po to się tu przychodzi. Jak dla mnie Munch był całkiem humorystyczny. Śmieszne są te wszystkie zielone twarze, albo wpakowanie gęby Przybyszewskiego na pierwszym planie w tak bezczelny sposób. To była forma zemsty za to, że podkradał kobiety. Z autoportretów widać, że miał też dystans do siebie.
Lubię niedoskonałość tych prac. Wrażenie pośpiechu podczas tworzenia, zatrzymanie emocjonalnej chwili. Kiedyś to było tępione, uważane za brzydkie i niedokończone. Pomyśl o tych wszystkich idealnych holenderskich portretach, które były standardem piękna. Malowane przez wiele dni, dopracowane w każdym miejscu, z zachwycającym światłem. Piękne, ale może nudne.
Był też impresjonizm, który pochłonął także Muncha. To jeszcze nie odzwierciedlało jego prawdziwej natury. Droga do ekspresjonizmu była ścieżką przyglądania się sobie i zgody na bunt. Także akceptacji tego, że nie wszystkim będzie się podobało. Możliwe, że tak wzrastał każdy artysta. Nie każdy za to pozwalał sobie wrzucać prace w śnieg, żeby podniszczały i dopiero wtedy uznawał za skończone.
Podziwiam eksperymenty z drzeworytem i skalą. Sala z największymi obrazami robi ogromne wrażenie. Namalować mały obraz to jedno, ale przeskalować na coś takiego, to kolejna umiejętność. Niemały kłopot dla architektów i tych wszystkich od logistyki związanej z transportem. Może nikt ich przynajmniej nie ukradnie, tak jak miało to miejsce w przypadku dwóch najsłynniejszych obrazów: Krzyk i Madonna, w 2004 roku. Dziś oba można znów zobaczyć, bo szczęśliwie je odzyskano.
Najsłynniejszy "Krzyk" znajduje się na 4 piętrze, gdzie co godzinę możliwa jest do obejrzenia tylko jedna z trzech wersji. Wydaje się, że to zabawna gra, ale ma to swoje uzasadnienie. Chodzi o ograniczony czas kontaktu ze światłem, które wpływa na pigment i niszczy papier. Dwie kolejne wersje "Krzyku" posiada Nasjonalmuseet.
Dla Instagramerów
Nie o każdym muzeum tak myślę, ale to jest naprawdę cool. W muzeum można robić zdjęcia. Zresztą dziwi mnie za każdym razem, gdy w którymś nie można. To przecież darmowa reklama. Dach z widokiem, restauracja i spokój. Pomiędzy salami podziwiamy widok na Operę, centrum miasta, fiord i piękne nowe osiedle Oslobukta. Mało które muzeum może poszczycić się tak pięknym widokiem.
Czy warto?
Wracając do pytania: czy warto odwiedzić muzeum? Wiele zależy od intencji, z jaką przyjdziesz. W teatrze mawia się, że Twoje zadowolenie ze spektaklu w 90% zależy od nastawienia z jakim przyjdziesz. Pozostaje jeszcze publiczność, która wpływa na odbiór. Tutaj jest podobnie. Zanim się wybierzesz, pomyśl, czy masz już silne zdanie na temat tego, jak tu będzie. Jeśli szukasz potwierdzenia, to prawdopodobnie je znajdziesz.
My byliśmy nastawieni pozytywnie i ogromnie wszystkiego ciekawi. Z przyjemnością będziemy tu jeszcze przychodzić i odkrywać nowe historie.
Niedługo otwarcie Galerii Narodowej w Oslo. Czekamy i na ten moment. Dla wszystkich wielbicieli romantyzmu narodowego i klasycznego malarstwa to będzie właściwy kierunek.
Jak Ci się podobało w nowym Munch? Czy masz ulubiony obraz?
Twój komentarz
Komentarze:
Hei !
Bardzo sie ciesze ze moglam chociaz tak dzieki wam .Odwiedzic i dowiedziec czego kolwiek o Munchu. Chciala bym i mysle ze pojde do muzeum, w najblizszym czasie . Coraz blizej wiosna , wiec mam nadzieje ze slonce i cieplo , pobudzi do dzialania.
Dziekuje :)
Pozdrawiam !
Dzien dobry !
To bardzo ciekawy i inspirujacy artykul. Bylam pare razy w starym muzeum Edvarda Muncha . Z wiosna odwiedze ten nowy.
Bardzo serdecznie pozdrawiam Joanna
Przypadkiem trafilismy do tego muzeum, i bardzo żałuję, że nie mielismy wiecej czasu. Najchetniej zostawilabym rodzine w domu i poszla sama jeszcze raz, na cały dzień.
Abstrahując od samej sztuki Muncha, jest tam też wiele dzieł na wystawach inspirowanych twórczoscią Norwega. Kilka pięter, sklepik, kawiarnia -spokojnie zapełni się cały dzień, a bliskość do choćby opery i te widoki z dachu dają wspaniałe wrażenia.
Byłam 2 tygodnie temu. Luty, późny wieczór, mało ludzi. Pięknie oświetlony, zgrabny i wielki budynek.
Wnętrze mimo że w ładny sposób minimalistyczne trochę przytłaczało ogromem. Niestety, nie było czasu na podziwianie widoków z ostatnich pięter, czego bardzo żałuję. Wynagrodziliśmy to sobie spacerujàc po dachach opery. Natomiast wizyta na 4 piętrze to prawdziwa uczta, zwłaszcza , że nie było tłumów. Nawet przy „ Krzyku” można było postać solo a to wielka przyjemność – sam na sam z obrazem. I to jakim. Pięknie wyeksoponowanym.
Inne obrazy też wymagały zatrzymania, ich piękno zwala z nóg. Trzeba było dokonywać trudnych wyborów, bo obrazów jest cała masa. Wyjście z muzeum pozostawiło niedosyt, ale też i uczucie, że było warto tam wejść! ( Muzeum trudno nie zauważyć spacerując po centrum- to prawdziwy kolos- spełniło swoje zadanie- trafiliśmy tam bez problemu i przypadkiem mając tylko 3 godziny na zobaczenie Oslo.
Bardzo gorąco polecam.