Rozkojarzenie w nauce – cena, jaką płacimy za nowe możliwości

Siódma rano, pociąg z Asker do Oslo. Cisza. Choć wagon jest pełny, nikt nie rozmawia. Kilka osób śpi, kilka słucha muzyki. Pozostali są zgarbieni i wpatrzeni w małe ekrany. Nawet gdy ustawiają się do wyjścia, nie podnoszą wzroku. Gdy są już w pracy, w każdej przerwie mają telefon w dłoni. Nieważne, czy jest tam coś nowego lub ciekawego, nawyk jest silniejszy.

Okno na świat

Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność.

– Stan Lee (twórca Spider-Mana)

Nikt z nas nie był przygotowany na taką rewolucję, jaką przyniosły smartfony. Często słyszymy argument, że dzięki nim mamy dostęp do całej wiedzy świata gdziekolwiek jesteśmy i kiedy tylko chcemy. Jednak to nam daje tylko złudną nadzieję, że będziemy z tej mocy korzystać.

Owszem, czasem sprawdzimy coś w Google, zerkniemy na mapę, wyszukamy jakieś zdjęcie, ale po kilku minutach przyjdzie nam do głowy kolejny pomysł, kolejne pytanie, kolejna dystrakcja. Może czegoś dowiedzieliśmy się przez ten moment, ale nie łudźmy się, że mieliśmy czas na chwilę głębszego zastanowienia. Nową wiedzę zapomnimy tak szybko, jak ją wyszukaliśmy.

Choć telefony są oknem do nieskończonej wiedzy, nadal nie zastępują naszej pamięci i samodzielnego myślenia.

Łowcy aktualności

Gdy telefon nam towarzyszy na co dzień, w każdej wolnej chwili, jesteśmy w ciągłym trybie rozkojarzenia. Nie skupiamy się na niczym dłużej niż kilka minut, bo zaraz niespokojną ręką łapiemy za kieszeń by sprawdzić, czy nic tam nie zawibrowało, nic nie piknęło. Zerkamy na ekran, by sprawdzić powiadomienia, a nawet jak ich nie ma, automatycznym ruchem odblokowujemy telefon i przez kilka długich sekund nie wiemy, co z nim zrobić, gdzie kliknąć. Naprawdę nikt do nas nie napisał? Nie ma żadnych nowych zdjęć? Żadnych wiadomości? Więc chowamy telefon do kieszeni w oczekiwaniu na kolejną “wolną” chwilę.

Jesteśmy jak pradawni łowcy, czający się na zwierzynę, w ciągłym napięciu i oczekiwaniu. Każda poruszona na wietrze gałąź przykuwa naszą uwagę, bo nie chcemy przegapić optymalnego momentu na atak.

W odróżnieniu od łowcy, który po udanym polowaniu przez długie godziny zajmuje się zdobyczą, przygotowuje posiłek i odpoczywa syty, nasze telefony nigdy nie dają nam dłuższej satysfakcji. Nawet gdy upolujemy nowe zdjęcia znajomych, zauważymy w gąszczu powiadomień śmieszny GIF lub komentarz, zastrzyk dopaminy i przyjemności przemija w mgnieniu oka. Po chwili znów czaimy się na kolejną zdobycz.

Taki niespokojny umysł nie jest gotowy na dłuższą kontemplację jednego tematu. Rozkojarzony szuka coraz to nowych bodźców i doznań. Jak ktoś taki ma wytrzymać katorgę siedzenia przez 20 min i próbowania nauczenia się, zrozumienia i zapamiętania zasad obcego języka?

Telefon to tylko symbol

Nie wszystkiemu winny jest smartfon. Czasem nasz dzień jest tak skonstruowany, że sama “praca” jest dystrakcją od zadań, które mamy wykonać. Słyszymy nieraz od naszych znajomych, którzy pracują w biurze, że ich dzień jest poszatkowany przez niekończące się spotkania, zawsze “ważne” wiadomości, pożary, które szef chce zagasić na wczoraj, kawę, drugie śniadanie, drugą kawę, lunch i znów kawę. Brzmi ironicznie, ale wg badań brytyjskiej firmy Vouchercloud, aktualny czas aktywnej pracy w biurze to zaledwie 2 godziny 53 minuty. Pięć z ośmiu godzin to czyste rozkojarzenie.

Cyfrowy minimalizm

Nie bez powodu coraz więcej osób sceptycznie podchodzi do mediów społecznościowych. Wielu naszych uczniów rezygnuje z nich i próbuje ograniczyć czas przed telefonem. Zauważyli, jak wielkim pochłaniaczem czasu są te technologie. Choć media społecznościowe obiecują ciągły kontakt ze znajomymi i rodziną, większość czasu spędzamy na innych rzeczach.

Cal Newport nazwał takie sceptyczne podejście cyfrowym minimalizmem. Polega to na ustaleniu granic: ile technologii w naszym życiu jest niezbędne. Gdzie jest granica między pomocą w codziennym funkcjonowaniu, a ciągłym rozkojarzeniem?

Cyfrowi minimaliści to ludzie, którzy mogą prowadzić długie rozmowy bez zerkania na telefon. To pasjonaci książek, rękodzieła, trekkingu, którzy nie boją się stracić poczucia czasu. Nie mają obsesyjnej potrzeby robienia dokumentacji zdjęciowej każdej chwili życia swoich dzieci, bo wolą być z nimi tu i teraz. Czytają wiadomości ze świata, ale nie pozwalają, żeby to decydowało o ich nastroju i samopoczuciu. Takie osoby nie wiedzą, czym jest FOMO i dobrze im z tym.

Ograniczenie rozkojarzeń

Niektórzy robią na telefonie wszystko, od wiadomości i zdjęć przez słuchanie muzyki, czytanie książek, naukę i rozwijanie siebie.

Mimo tego zdecydowaliśmy się napisać książkę i wydać ją tylko w papierowej formie. Gdy weźmiemy ją do ręki, nasz zamiar jest jednoznaczny. Gdy bierzemy telefon, wszystkie ikonki i powiadomienia walczą o naszą uwagę. Książka nie ma ograniczonej przestrzeni ekranu, możesz ją przeglądać w dowolnej kolejności, trzymać kilka zakładek naraz, robić notatki, porównywać i rozmyślać.

Są rzeczy, w których komputery czy telefony zawsze wygrywają, np. szybkość wyszukiwania słów. Dlatego już dawno przerzuciliśmy się na elektroniczne słowniki. Wyszukanie konkretnego słowa jest tam dużo szybsze. Jednak czasem tempo nie jest ważne. Ważniejsze jest spokojne, głębokie rozmyślanie.

Podobnie jest z fiszkami, notatkami, własnymi wykresami i “myśleniem na papierze”. Mały ekran telefonu nie zastąpi kilku kartek A4. Póki co nie możemy rozłożyć kilku stron ze smartfona na stole, żeby je porównać. Może kiedyś, ale jeszcze nie teraz.

Zupełne skreślanie telefonów byłoby oczywiście niesprawiedliwe. Wszystko zależy od stylu życia i pracy, jaką wykonujemy. Nasi znajomi, którzy pracują w fabrykach, kierowcy lub rowerzyści dostarczający jedzenie, potrafią fantastycznie wykorzystywać smartfony. Jest to ich narzędzie pracy i nauki. Analizują rysunki techniczne, zbierają zamówienia, ustalają trasę, a zaraz potem słuchają audiobooków lub podcastów. Prace, które może nie kojarzą się z czymś bardzo rozwijającym, w rzeczywistości dają im ogromne możliwości. Widzimy, jak świetnie rozwijają swój norweski i wiedzę z różnych dziedzin. Dla takich ludzi postaraliśmy się, żeby nasz blog dał się wygodnie czytać na telefonie.

Korzystaj mądrze

Najtrudniejsze są samodyscyplina i samokontrola. Zawsze łatwiej włączyć ulubioną muzykę niż wsłuchiwać się w nagranie w obcym języku. Łatwiej przeglądać kolejne zdjęcia na Instagramie niż analizować książkę.

Telefony i komputery to tylko narzędzia. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak je wykorzystujemy.

Na koniec mamy pytanie do Ciebie. Jak sobie radzisz z tym wyzwaniem? W jaki sposób korzystasz z telefonu, by ułatwiał Ci naukę norweskiego?