Norwegia – jaka jest?
Dla nas jest domem, a jednocześnie miejscem, które ciągle odkrywamy. Wiemy, że nie nadaje się dla każdego, ale może oczaruje akurat Ciebie.
Norwegia to kraj spokoju
Mało zaludniony (liczba ludności: 5 391 369, 2020 r.), z niewielką stolicą i wsiami położonymi w tak odległych miejscach, że czasem trudno uwierzyć, że tam ktoś mieszka. Zasadą jest, że w pracy się nie spieszymy, bo to mogłoby być stresujące. Albo wyluzujesz, albo nie pasujesz do tego tempa. Albo zaczniesz postrzegać to jako coś dobrego, albo niepotrzebnie jeszcze bardziej się wkurzać. Spotkasz się oczywiście z osobami, które pracują jak szalone od rana do nocy. To ci, którzy odpoczywać będą dopiero w swoim domu, leżącym najczęściej w Polsce.
Kraj, gdzie zorza polarna tańczy na niebie
Większość zdjęć zorzy to fotomontaż. Żartuję! Ci, którzy mieszkają na północy mają wyjątkową przyjemność z obserwacji tego szalonego zjawiska. To szczęściarze. Podobnie jak Ci, którzy jadą tam na kilka dni, by ją zobaczyć i nawet im się udaje. Pomocne są oczywiście aplikacje dla łowców zórz. My przez 10 lat życia w Norwegii zorzy nie doświadczyliśmy. Pozdrawiamy z Oslo. Dla uściślenia: niewielkie zorze tu też bywały. Widzieliśmy na zdjęciach.
Kraj spektakularnych zachodów słońca
To chyba nie jest pierwsza rzecz, która kojarzy się z Norwegią, a może powinna. Wschody i zachody słońca trwają tu naprawdę długo, więc trudno je przeoczyć. Nawet jeśli ktoś jest mało wrażliwy na takie rzeczy, to prędzej czy później przytrafi mu się taka scena jak na obrazie “Krzyk” Edwarda Muncha. To jakby wejść na wyższy poziom rozumienia ekspresjonizmu. ;)
Kraj, w którym rozmawia się dużo o pogodzie
Albo jak się nie rozmawia, to chociaż ciągle o niej myśli! Dzieje się tak z bardzo prostego powodu. Ludzie, którzy żyją blisko natury i spędzają w terenie dużo czasu, chcą wiedzieć, jak się przygotować do wyjścia. Nikt nie robi problemu z tego, że pada, bo po to mamy ubrania. Za to chyba każdy cieszy się z odrobiny słońca, którego tu właściwie wcale nie brakuje. Tzn. hmm… Oslo pozdrawia twardzieli z Bergen. Niezależnie od tego gdzie wylądujesz, ściągnij sobie jakąś pogodową apkę na telefon np. norweską yr.no. To urocze yr znaczy “mżawka”.
Kraj koneserów sztuki
Jak po wyjściu ze swojej chatki przetrzesz oczy i zobaczysz coś tak poruszającego jak np. Hardanger, to może też zostaniesz poetą, muzykiem albo malarką. Mam wrażenie, że romantyzm narodowy nadal w ludziach drga. Stąd zamiłowanie do tradycyjnych domów, obrazy na ścianach, bunady poupychane w szafach i przynależność od 20 lat do tej samej orkiestry dętej. Tej z podstawówki. W weekend można wyskoczyć do jakiegoś muzeum sztuki współczesnej, żeby ktoś Cię zaskoczył czymś mocniejszym niż te wszystkie widoki. Można nawet podumać nad rzeźbą Michaela Jacksona całego w złocie, wartego jakieś 300 milionów koron.
Kraj ładu urbanistycznego
Tu jest po prostu czysto. I nie chodzi o to, że nie znajdziesz latającego w trawie worka, butelek po sobotniej imprezie, czy dziury w chodniku. Znajdziesz. Ale przynajmniej nie kręci Ci się w głowie od ataku billboardów i reklam. Jest mnóstwo zieleni, parków, ścieżek rowerowych, a mieszkańcy dbają o swoje najbliższe otoczenie. Czasem to doniczka z kwiatami przed wejściem, albo tylko dziura w chodniku po starym drzewie, w której ktoś zasadził bratki. Ważne jest poczucie, że komuś na tym miejscu zależy. Zależy Tobie, bo tu mieszkasz i masz poczucie wewnętrznej odpowiedzialności (tzw. plikt). Zależy sąsiadowi, którego wzrok czujesz przycinając swój żywopłot. Zależy tej pani w urzędzie, która wydaje pozwolenia na renowację czy przebudowę. Trochę zamordyzm, ale jednak ład i porządek.
Kraj dystansu międzyludzkiego
W Norwegii odległości między osobnikami były spore zanim przyszła pandemia. Klasykiem są zdjęcia ludzi na przystankach autobusowych, którzy im dalej od siebie stoją, tym lepiej. Do tego wielkie słuchawki na uszach, żeby czasem nikt o nic nie zapytał. W windzie gap się w telefon, żeby uniknąć ewentualnego kontaktu wzrokowego. ;) Kiedy ludzie się poznają, zwykle nie zadają wścibskich pytań. Mogą nawet nie zapytać o Twój wykonywany zawód, żeby nie wprawić Cię w ewentualne zakłopotanie. Są świetni w tematach bezpiecznych: pogoda, pies, dziecko, narty. Są mili i uśmiechnięci. Nie chcą wchodzić Ci w drogę i oczekują, że Ty też im nie będziesz.
Kraj tysięcy wysp
Dokładnie 239 057 wysp, jak wynika z ostatnich wyliczeń w 2011 roku. Nie wliczając szkierów. Jest to na tyle dużo, że nie da się w ciągu jednego ludzkiego życia odwiedzić wszystkich. Za to można sobie którąś wybrać i na niej zamieszkać. Choćby na krótkie wakacje w rorbu lub latarni morskiej. Warto zobaczyć tak zachwycająco położone miasta jak Tromsø, Ålesund albo maleńkie Henningsvær. Są też miejsca, gdzie mieszkańcom nawet zależy na nowych sąsiadach, żeby nie opustoszały. Miejsca gdzie sklep otwarty jest tylko dwie godziny w ciągu dnia i wszyscy mogą się tam niby przypadkiem spotkać. Są też wyspy bez sklepu. Zamieszkałe przez zaledwie kilka osób + setki owiec. Dopłyniesz na nie małym prywatnym promem, należącym do sąsiada z innej wyspy.
Kraj dla plażowiczów
Jeśli wyobrażasz sobie teraz piękne piaszczyste plaże z turkusową wodą, to tak właśnie tu jest. Tylko na niektóre plaże ciężko wtargać parawan, leżaki i ten cały asortyment plażowicza. Bardziej odpowiedni będzie namiot, termos i ciepły śpiwór. Lepiej nastawić się na morsowanie, saunę i najlepsze na świecie fale do surfowania. Oczywiście w najgrubszych piankach. Czasem wejście na plażę wiedzie przez strome szczyty. Na końcu czeka piasek, kamień albo skała. Szukasz miejsc do opalania? Jedź na południe kraju, albo połóż się na trawie w parku. Nikogo nie zdziwi widok Twojego półnagiego ciała, bo większość kocha słońce. A i nagie ciała też już kiedyś widzieli.
Kraj dialektów
Języki norweskie są dwa: bokmål i nynorsk. Za to dialektów setki. W ostatnich latach stało się nawet cool pisanie dialektem. Bardzo to widać w mediach społecznościowych. Norweski i językowa moda zmienia się dynamicznie, a obserwowanie tego zjawiska może być całkiem zabawne. Dla kogoś kto uczy się norweskiego, mnogość dialektów jest załamująca. Przecież norweski miał być taki prosty. Jest prosty, ale jednocześnie bogaty i zróżnicowany. Na szczęście z czasem przychodzi akceptacja, a po niej większa pokora i ciekawość. Jeśli Ci nikt na początku nie mówił, to teraz powiem: zdanie ewentualnych egzaminów językowych, to dopiero początek drogi. Stromej i krętej jak Trollstigen. Jak tam dotrzesz to okazuje się, że to początek jednego ze szlaków na Trollveggen. Wbrew pozorom sporo osób dociera na ten szczyt. Za to wszystkich dialektów jeszcze nikt nie opanował. Bo i po co?
A może to wszystko wyżej nieprawda? Same stereotypy. Bo może znajomy mieszkał w tej wiosce pod Bergen, gdzie jest najwięcej opadów w Europie i prognozy pogody już nikt tam nie sprawdzał. Możliwe! Znajoma mieszkała cztery miesiące na Svalbardzie i żadnych wschodów i zachodów słońca nie widziała. To wszystko prawda! Jaka naprawdę jest Norwegia zależy trochę od tego jak trafisz, a trochę od tego jak sobie ją zorganizujesz.
Jaka jest Twoja Norwegia?
Twój komentarz
Komentarze:
Ta którą ja znam, ma dwa oblicza. Pierwsze to Norwegia rustykalna, wiejska, gdzie dominuje konserwatyzm, tradycja, kult lokalności i niechęć do obcych . Tutaj rządzą chłopi . Pastwiska są ogradzone kamiennymi płotami, za którymi pasą się leniwie stada owiec i krów. Dwa razy do roku pola uprawne są nawożone mieszanką obornika z nawozami sztucznymi, wszechprzenikajacy fetor oznacza płynne przejście do sezonu wiosennego lub jesiennego. Warto wspomnieć o Muzeum Ziemii i Traktorów które swoim blaskiem przyćmiewa najdroższe wystawy samochodowe albo o lokalnym święcie ziemniaka, podczas którego zjada się dziesiątki potraw kartoflanych i urzadza konkursy na najpiękniejszą pieśń o ziemniaku . O mobbingu w szkołach którego ofiarami są dzieci imigrantów wspominać nie warto.
Druga Norwegia jest kosmopolitką, ma wymiar miejski, opiera się o przemysł naftowy , ma pieniądze i nie wacha się ich używać.Pretenduje do bycia wystawną Europejką. Organizuje koncerty, przedstawienia teatralne, prelekcje i dyskusje intelektualne, lubi sztukę nowoczesną i drogie samochody. Posiada uniwersytet , ogromną dzielnicę przemysłową, wylęgarnie startupow i pretensje do bycia konkurencją dla Oslo albo Bergen. Miasto w którym mieszkam można spotkać ludzi z całego świata. Statystyki donoszą o ponad 130 narodowościach . Mam sąsiadów ze Sri Lanki, Filipin, Wietnamu, Somalii i oczywiście wszędobylskich Polaków. Częsc ma za sobą długi staż zamieszkania, inni po parę ledwie lat. To nieprawdopodobne, mieć lekarza z Indii, nauczyciela norweskiego z Iranu , a kolegę z pracy z Kurdystanu. Przy odrobinie szczęścia i wytrwałości można nawet zaprzyjaźnić się z rdzennym Norwegiem! W końcu miasto jest otwarte na wszystkich, wszystkich przytuli i pozwoli znaleźć swoją niszę , gdzie będzie można próbować się zasymilować, lub nie.
Te dwie Norwegie są jak dwie nieodlaczne siostry. Wpływają na siebie, mają wspólne pochodzenie i historię, ale i utyskują sobie i pogardzają jedna drugą czasami. Związałem się na dłużej z tą drugą. Tą pierwszą odwiedzam, przejeżdżam przez nią, obserwuje czasami z rozrzewnieniem. Przypomina mi bardzo kraj mojego dzieciństwa.
Hehe, dorzucając do tej pierwszej – poza świętem ziemniaka słyszeliśmy też o święcie truskawki z najprawdziwszym królem truskawek. Wszak norweskie truskawki są najlepsze na świecie! (Tak na marginesie w Japonii twierdzili, że japońskie są najlepsze, a w Korei, że koreańskie. Polacy też mówią, że ich najlepsze. Wiadomo.) Co do drugiej – czyżby to było Stavanger? Z opisu pasuje do wielu miejsc. :) U nas na dzielni mawia się, że Porsche jest nowym Volksvagenem, ale niektórzy bogacze do pracy i tak przyjadą na rowerze. Bo raz, że wypada tu być skromnym, a dwa – samochody i tak na nikim wrażenia nie robią. Jak się przyjedzie tym czy innym autem na wieś, to i tam ktoś skomentuje: O! Oslo przyjechało. Ten fenomen miasto kontra wieś chyba ma miejsce wszędzie na świecie. My też to obserwujemy z zaciekawieniem nie czując się żadną ze stron. Na koniec dedykuję norweską piosenkę: https://www.youtube.com/watch?v=vYiNK-gGOEs ;)
Salikat! Det er jo Stavanger!
Piękna piosenka, dzięki
Pozdrawiam serdecznie
Moja Norwegia jest zróżnicowana. Krajobrazy niezmiennie piękne⛰🏞🏕. Bokmål lubię ale dialektów nie będę w stanie w pełni zaakceptować. Przez pierwsze lata Norwegia zachwycała swoim spokojem, a teraz czuję przesyt szorstkiej mentalności etnicznych Norwegów,ale całkiem możliwe,że po prostu jetem negatywnie nastawiona💁♀️🙃
Ja mam taką małą teorię, że nie da się polubić dialektu, jeśli nie polubi się człowieka, który nim włada. Trzeba trafić na właściwych ludzi. Czego Ci oczywiście życzę. :)
A moja Norwegia…zaczyna być moim drugim domem. Chociaż jestem tutaj dopiero 4 lata to jednak pierwsze skojarzenie to NATURA wszędzie dookoła. I choćbym widziała te widoki milion razy to ciagle będę na nie patrzeć z podziwiam. Artykuł świetny. Podpisuje się pod nim. Ale na szczęście zorze udało mi się zobaczyć ☺️Pozdrawiam
Nam się widoki też nigdy nie znudzą. Wystarczy, że zmieni się pogoda i już jest inna historia.
Moja Norwegia to ta zimowa w Oslo i Bergen oraz letnia w Bergen i Stavanger. Byłam w wielu różnych krajach Europy, ale nigdzie nie czułam takiego spokoju i tak nie wypoczęłam ( pomimo niespodzianek pogodowych.) A moje ulubione miejsce to Urliken.🙂
Góry wokół Bergen – bajka! <3
Norwegia, którą ja poznałam, to kraj nie o jednym, czy dwóch obliczach. To kraj o wielu twarzach, które odkrywałam w miarę upływu lat mojego tu bytowania. Nie wszystkie mi się podobają, jednych wręcz nie znoszę, za to inne budzą zachwyt.
Nie lubię zaściankowości, z którą się tu spotykam, głębokiego przeświadczenia Norwegów o swojej wyższości nad innymi narodami, szczególnie tymi z Europy Wschodniej mimo wszem i wobec głoszonej tolerancji dla innych nacji i ich obyczajów. Boli mnie, kiedy zakazuje mi się mówić po polsku do polskich dzieci w szkole, w której pracuję jako nauczyciel. Brakuje mi bliskości między ludźmi, irytuje powierzchowność kontaktów międzyludzkich.
Z drugiej strony zachwyca mnie kraj jako taki: natura, z którą tu obcuję na każdym kroku, łosie pod oknem i na drogach, orły nad fiordem i górami i faktycznie cudowne wschody i zachody słońca. Zorze polarne wciąż wprawiają mnie w zdumienie, a ich ruchliwość powoduje, że często kulę się w sobie w obawie, iż to niesamowite światło przemknie tuż nade mną. Zwiedziłam wiele niesamowitych miejsc w Północnej Norwegii, Lofoty, Svalbard, Nordkapp. Widziałam wieloryby, ogromne stada reniferów, kolonie maskonurów i głuptaków, a morświny oglądam z okna mojego domu. Niezmiennie cieszy mnie dzień polarny. Jak nie podziwiać tego kraju?!
Podoba mi się tu również spokój życia codziennego, jego dostatek oraz rybne menu. Teraz w pełni doceniam brak pośpiechu i wszechobecny luz tak początkowo irytujący, Nauczyłam się funkcjonować w szkole, do której dzieci chcą chodzić i mówią do nauczycieli po imieniu. Dzielnie uczę się języka, ale nie lubię dialektów, choć rozumiem, że to świadectwo dawnych czasów.
Tu w Norwegii mam drugi dom, bo ten pierwszy nadal jest w Polsce.
Dzięki za Twój głos. Jest ważny. Więcej osób tak czuje. Ja też nie lubię zaściankowości i osób zarozumiałych – czy to wśród Norwegów, czy innych narodowości. To spojrzenie niektórych Norwegów na Europę Wschodnią ostatnio fajnie pokazali w serialu Exit. Pieniądze nie muszą iść w parze z rozumem. Jak widać oni też o tym wiedzą. Tak jak stereotypowo Norwegowie mają poczucie wyższości (kurczę, nie wiem dlaczego; bo mają ładną naturę i niezły angielski? bez sensu), tak my mamy poczucie niższości (czego też nie rozumiem). I jak się takich dwóch spotka, to powstaje potężna przepaść. Miejmy na to czujność i nie myślmy o sobie źle. To połowa roboty. Na tę drugą stronę wpływu nie mamy.
Co do tolerancji, to kolejny wielki temat. Jak to w pierwszym komentarzu zgrabnie Wojt napisał, miasto przytuli wszystkich… I najciekawsze jest chyba to, że oni naprawdę chcą być tolerancyjni. Serio. Tylko im czasem nie wychodzi. Pogadać też o tym ciężko, bo to przecież tabu. Jedno jest pewne. Oni się chociaż starają. W kraju, z którego pochodzimy, ludzie nawet nie próbują się starać i nie kryją agresji wobec wszelkiej odmienności. Mogłoby mi być za nich wstyd, ale dlaczego mam się za kogoś wstydzić. Wolę cieszyć się z tego, że są też otwarci ludzie, do których warto wracać.
Odnośnie mówienia po polsku w szkole, rozumiem ten przepis, bo to Norwegia i mówimy po norwesku. Rozumiem jak najbardziej Ciebie, bo powinny być od tego odstępstwa. Czasem dziecko może dużo bardziej otworzyć się wobec nauczyciela, jeśli będzie rozmawiało w swoim ojczystym języku. Może powiedzieć coś ważnego, czego by nigdy nie powiedziało w obcym. Pięknie opisałaś swoje wrażenia z norweskich podróży. Mam nadzieję, że znajdziesz tu bliskich, serdecznych, norweskich znajomych. Wiem, że czasem potrzeba na to wielu lat.
Mam bardzo podobne odczucia. Natura zachwycająca. Zorze, midnattsola, łosie i renifery (najlepsze te z grila). Nasza przygoda zaczeła sie 5 lat temu w Helgelandzie, ale niektórzy ludzie sprawili, że się przeprowadzamy niebawem. Wyżej, do Vesterolen. Powierzchowna tolerancja dla cudzoziemców jest wręcz rażąca. Pierwsi wypomną ci błąd nawet mega drobny, ale “swoich” będą tłumaczyć lub kryć za grube rzeczy. Ta niesprawiedliwość boli, zwłaszcza, że często nie są wyszkoleni na tak wysokim poziomie jak Polacy, których najmują do pracy. Zadzierają nosa wtedy kiedy należałoby spuścić z tonu. I to są czasem niewerbalne sygnały, ale się wie, że nie jest się “jednym z nich”. Nie wiem czy brak pośpiechu to aż taka zaleta, ponieważ są zawody, które tego wymagają, także w Norwegii, np. szpital, generalnie ochrona zdrowia. Zauważyłam, że zdarza się priorytetować kanapkę i własny komfort ponad dobro czy komfort pacjenta. Z kolei w Pl jest odwrotnie co też nie jest ok 🤷🏼♀️ Być może to typowe dla Helgelandczyków, ale są zadziorni, mściwi i wścibscy. Podczas pierwszych dni w pracy wypytali o wszystko: męża, ile dzieci, po co się przeprowadziliśmy itp. A, i potrafią się uśmiechać pisząc na ciebie skargę. Można się spodziewać bezwzględności. Z racji zawodu często jeździłam do domów ludzi i wystroje wnętrz niektórych ludzi północy są dalekie od tych skromnych z katalogu Ikei. Małe przestrzenie z dużą ilością bibelotów. Co do sztuki, to zabawne było kiedy jadąc przez pustkowie zauważyliśmy drogowskaz “galleri” prowadzący do jednego domu pośrodku niczego. To było dość ciekawe.
Aby nie tylko narzekać, przyznam, że spotkałam tu też super ludzi i profesjonalistów, z którymi chciałabym utrzymywać nadal kontakt. Tu się nauczyłam robić na drutach i mam czas po pracy dla rodziny i siebie. Do tego kontakt z naturą na wyciągnięcie ręki, namiotowanie stało się dla nas najlepsza formą odpoczynku.
Też nauczyliśmy się funkcjonować w dość odmiennym od naszego kraju, wśród ludzi z inną mentalnością i innymi priorytetami. Tu wiele trosk odchodzi, czas zwalnia, życie jest bardziej regularne. Nie sądzę byśmy kiedyś poczuli się tu jak w domu, ale też nie czekamy specjalnie na ten moment.
Oj dali Ci popalić w tym Helgelandzie. To tam jest gdzieś ta śmieszna góra Torghatten z dziurą na wylot? Warto odwiedzić? Ciekawa jestem jak będzie w Vesterålen, bo że ładnie to wiadomo. Dobrze, że odnajdujecie się jakoś w tym norweskim świecie i żyjecie po swojemu. W sumie o to chodzi. :)
Zgadza się, Torghatten jest w Bronnøy Kommune należacej do Helgelandu, i jest to urokliwe, pelne przestrzeni. Pięknie jest też na wybrzeżu Helgelandu: mała wysepka Lovund z widokiem na najpiekniejszą moim zdaniem Trænę. Træna jest wyspą i zarazem komuną najdalej wysunietą w morze. Husøya, siedziba administracyjna komuny jest odrobinę zaniedbana, ale za to gdy popłynie się 15 min malenką łódką (która plywa chyba raz dziennie) na Sannę, odnajdziesz spokój i glowa odpoczywa. Mogę siedziec tam na skałach godzinami i tylko gapić się w horyzont. Nikt nie gada niepotrzebnie, tylko ja i horyzont (no i rodzina, ale to ciche typy lubiące to samo 😅) Solvær, też w Træna komunie, jest pełna rzadkich ptaków. Zrobiliśmy sobie fotosafari podczas pewnego namiotowania i udało się upolować kilka rzadkich…jest tam też dość głośno, ale to przyjemny ptasi hałas. Szumu aut nie doświadczysz 😉 Rødøy kommune, północna część wybrzeża, z genialnym Myken! To dopiero miejsce! Magia. Odwiedzać kniecznie pod namiotem, ale jest też opcja wynajmu zabytkowej latarni. Helgeland to raj dla ludzi natury. Bedę tęsknić za tymi miejscami, ale jak słusznie zauwazyłaś Marto, Vesterålen też jest piękne. Zdażyło nam się być w okolicy. Trochę doświadczyliśmy, prawda, ale były też pozytywne chwile, dobrzy ludzie. Jak wszędzie. Zobaczymy co czeka nas dalej 😊
Dzięki za garść tak konkretnych poleceń! Nawet nie wiesz jak bardzo mam teraz ochotę odwiedzić te miejsca. :)
Mieszkałam parę miesięcy kawalek od Torghatten niestety tez nie mam dobrego zdania o osobach mieszkajacych w tamtych rejonach 😔🙄
Piękna jest ta Wasza Norwegia. Może moja za chwilę też taka będzie???
Pozdrawiam gorąco i tymczasem z Gdyni.
Ewa
Dzień dobry z drugiej strony tęczy! Okiem świeżego paromiesiecznego człowieka w Norwegii. Czytałam o tym spokoju, naturze, wschodach i zachodach. Przygotowywalam sie kilka miesięcy mentalnie i językowo. I wydawało mi się że to bingo. Ale Ci którzy osiedli tu i przeszli przez pierwsze dni zapomnieli i nie piszą że w tym spokoju i luzie ukryta jest koszmarna biurokracja! Ja nie mogłam przez 2 miesiące załatwić nic. Policja zamknieta,banki zamknięte wizyty po umówieniu. Żadnego kantoru wymiany walut. Zadnej mozliwosci otrzymania pieniedzy. Administracja działa wolno. Należy wszystko sprawdzić trzy razy. To że Pani jest mila to nie znaczy że sprawa załatwiona. W moim miejscu pracy mimo ze przyjechalam tu na kontrakt o wszystko musze pytac sama. I niespodzianka o ktorej nikt nie pisze- urlop płatny po przepracowaniu roku dopiero. Jeśli nie otrzymasz karty podatkowej o czasie- 50% podatku od pierwszej pensji. A nawet jak otrzymasz to Pani z administracji i tak jej nie zauwazyla bo się chyba tak wyluzowala że też 50% policzyła. W warsztacie samochodowym – dodam autoryzowanym oddano nam samochód z nieszczelnym przewodem paliwowym. Dla mnie administracyjny Koszmar!!! I co mnie zaskoczyło nikt przepraszam za ten błąd w podatku ani błąd w warsztacie nie powiedział. Z czystością polemizowalabym. Tak nie ma reklam i tu się bardzo cieszę. Ale nikt nie odśnieza nikt nie sprzata ulic. Takiego kurzu w domu nigdy nie widziałam. Jak sie juz wezma za robote to snieg sie sam stopi. Pracuje w szpitalu-czesto nie uzywa sie tu rękawiczek, krew z podłogi zbierałam sama. Sukces tego kraju polega na posiadaniu pieniędzy i dostępie do leków. Ja liczylam na styl niemiecki-organizacja i logika. A jest koszmarna biurokracja. I jest to miasto w pierwszej 10 najwiekszych na poludniu.
I ostatnie -pracuje z samymi Norwegami. Tak uśmiechają się i staram się z nimi przebywać i rozmawiać, są pomocni ale bez przesady. I nie chce zmieniać ich ani ich kraju bo Oni są u siebie a ja nie ale mam trochę inny obraz niż ta powszechna sielanka na wszelkiego rodzaju blogach. Pozdrawiam
Dzień dobry, o tak powinien być jeszcze punkt o cierpliwości. To zdecydowanie kraj dla cierpliwych. Te dwa miesiące bez załatwienia żadnej sprawy to nawet nie tak długo. Zwłaszcza, że przyjechałaś w pandemii. Właściwie trudno uwierzyć, że Ci się to udało. Śnieg – no pada i na szczęście topnieje. Dobre buty + brodder i opony to podstawa. Dobrze, że aż tyle solą nie sypią (lepiej dla natury). Za to ten żwir – nowa sytuacja. Pocieszę, że na 17 maja będzie wszystko wysprzątane na błysk.
Co do urlopu to w Norwegii nie ma urlopów płatnych. Za to otrzymuje się feriepenger po przepracowanym roku. Dostęp do tych informacji jest łatwy. Rozumiem, że na początku wszystko jest nowe i może wydawać się trudne.
Co do urzędów, to prawda, trzeba mocno pilnować swoich spraw… a jeszcze NAVu pewnie nie widziałaś. O tej instytucji były nawet seriale komediowe. Też zauważyliśmy, że rękawiczek używa się tu inaczej i też nas to kiedyś dziwiło. Później przeczytaliśmy badania na ten temat. Jako pacjent wolę jednak ten norweski bałagan w szpitalu. Jako pracownik, Ty wiesz lepiej.
W sumie nie wiem czy na blogach jest tylko taka sielanka. Przykro mi, że poczułaś się wprowadzona w błąd. Ja myślę, że nigdy nie przyjechałabym do Norwegii, gdybym czytała wyłącznie fora, na których jest tylko negatywnie. Nigdzie nie jest tylko dobrze, albo tylko źle. Każdy musi zdecydować, co woli. Pocieszające jest też dla niektórych to, że zawsze można wrócić do Polski (albo Niemiec). Daj sobie jeszcze czas na zaaklimatyzowanie. Ale jak Ci będzie źle, to nie trać życia. Życzę, żeby na wiosnę ten obraz Norwegii Ci się rozpogodził. Powodzenia.
Bardzo dziękuję za odpowiedź! Też mam nadzieję że przejdę do nast etapu bardziej pozytywnego. Co do blogów nie czuje się wprowadzona w błąd. Dobrze że jedni piszą a inni czytają. Przyjechałam tu z nadzieją że to będzie moje miejsce. Czytałam info dostępne na stronach firm zajmujących się prawem i podatkami. Ale przyznam o feriepenger piszą wszyscy ale nikt nie pisze o pierwszym roku. Niektóre rzeczy zaskoczyły mnie po prostu niekorzystnie. Zwłaszcza te zawodowe. Natomiast najbardziej podobają mi się starsi ludzie. Życzyłbym naszym emerytom takiej kondycji i optymizmu. I tu masz rację. Czy się ich leczy lepiej czy gorzej to się ma dla nich czas. A to jest ogromna różnica.
Z przyjemnością to przeczytałem. Pozdrawiam!
Ciekawy artykuł, jak wszystkie u Nocnej Sowy.
Mieszkamy ponad 10lat przy fiordzie Porsanger i szczerze mówiąc często mam wrażenie, że Finmark to Norwegia.
Nie ma tu pieniędzy na drogi, nie ma pieniędzy dla szkół, nie ma pieniędzy dla kościołów, o służbie zdrowia szkoda wspominać.
Praca… Tak, w teorii, nie musimy się spieszyć i biegać w pracy, ale w praktyce biegam nie tylko ja, norweskie koleżanki tez ocierają pot z czoła. Pracuję w domu opieki, w kuchni jako osoba odpowiedzialna i jeśli nie chcę zostawać po godzinach to muszę biegac i robić wiele rzeczy na raz – żadnych pustych przebiegów. A koleżanki pielęgniarki i opiekunki są tylko 3 lub 2 na dyżurze, więc pracy mają po łokcie.
Cenię sobie tę pracę mimo wszystko, bo jest kreatywna. Starsi pacjenci przeuroczy (choć zdarzaja się i ciut trudniejsi). Najważniejsze (i to jest cząstka wyczuwalna Norwegii), że mogę sobie pozwolić na pracę w niepełnym etacie i mimo wszystko oszczędzać przy tym.
Tutejsi mieszkańcy to Samowie, Kvenowie i Norwegowie z mieszaną (tymi głównie odmianami plus rosyjka i niemiecka) krwią.
Ale na przykład w naszej wsi liczącej około 150.mieszkańców jest nasza polska rodzinka, jedna Hiszpanka, Rosjanie, przemiła pani z Indonezji, i dwie Japonki, a latem zdarzają się piękne Tajki i niemieccy wielbiciele łososi (których niestety coraz mniej – łososi, nie Niemców).
Przyroda dziewicza i zachwycająca. Miejsc na samotne introwertyczne wyprawy nie brakuje. Spokój i cisza. To największe atuty.
Niestety śmieci są. Najwięcej na plaży. Wiosną znosimy z plaży całe worki plastiku. Z obserwacji znajomych wiem jak niewielu segreguje śmieci. W pracy chyba tylko ja i dwie czy trzy osoby na dwudziestu pracowników wiedzą, że są 4 rodzaje toreb na 4 rodzaje odpadów plus kontenery na szkło i metal. Mój mąż, wielbiciel wędkarstwa, znosi znad rzek i jezior porzucone przez innych wędkarzy żyłki (zabójstwo dla dzikich zwierząt), puszki, torebki :(
Mieszkańcy mentalnie bardzo zamknięci na inne kultury.
Uchodzę za dziwną bo nie robię na drutach, nie wędkuję, nie poluję, co więcej – miast jechac skuterem śnieżnym w góry – ja sobie z rodziną spaceruję po lasach i mokradłach tudzież zbieram śmieci na plaży;)
Ale, uwaga! Ostatnio zaprzyjaźniona 65.latka (urodzona i dorastająca w sąsiedniej wsi ale mieszkająca już na stałe na wschód od Oslo) zastrzeliła mnie stwierdzeniem, że tutejsi rdzenni mieszkańcy są bardzo towarzyscy i otwarci w porównaniu z Norwegami z południa. :o
Pozdrawiam serdecznie
(fra Finmark med mer enn 2 meter avstand :D)
Błąd powyżej. Winno być: Finmark to NIE Norwegia :)